Bonguś ma 13 miesięcy, 8 maja zauważyliśmy z mężem, że na dolnej wardze ma brzydką rankę, po zajrzeniu w paszcze okazało się, że to nie ranka, a bardzo duża zmiana coś jak afta tylko z kawałkiem otwartej rany. Przerażenie i pełna mobilizacja, po 10 minutach już byliśmy u weterynarza. I tu się zaczynają największe schody. Obejrzało go dwóch weterynarzy w jednym gabinecie, podumali, że stara rana, wirus albo faktycznie afta, dali antybiotyk długo działający (convenia, tolfedine) i kazali przyjść za dwa dni. Po dwóch dniach pojechał sam mąż więc nie mam pełnej relacji. Ale zmienili zupełnie diagnozę i wymyślili, że to wrzód eozynofilowy. Monodieta, dexafort na 5 dni, badań zrobić nie chcieli. Mąż skonfundowany, ale nie kłócił się. Po 5 dniach pojechałam sama. Weterynarz stwierdził, że wygląda to lepiej. Moim zdaniem zniknął tylko żółty nalot i teraz rana była otwarta, w przeciągu 5 dniu zdążył się zrobić strupek w kąciku wargi i potem oderwać. Nie wiem czy lepiej to wyglądało. Inaczej na pewno. Bez zastanowienia powiedział, że nadal monodieta bo to NA PEWNO alergia i podał znów dexafort na 5 dni. Bongo od zawsze je to samo, nie wprowadzamy żadnych zmian. Ze względu na cenę i preferencje smakowe dostaje RC sterylised i pół saszetki animondy codziennie, zawsze ten sam smak bo druga kotka nie chce jeść innych. Zapytałam skąd wie, że alergia. Wyciągnął książkę i pokazał, że tam napisali, że wrzód eozynofilowy najczęściej wynika z alergii pokarmowej. Mi najczęściej nie wystarcza, ja chciałabym być pewna, a w ogóle to chciałabym być pewna, że to wrzód, a nie coś innego i że prosiłabym o zrobienie badań. Na co weterynarz, że jakich. Powiedziałam, że nie wiem bo się na tym nie znam, ale chyba są jakieś badania które mogą coś potwierdzić, a na pewno wymaz, żeby wykluczyć nowotwór (miałam 5 dni na poczytanie o tym w internecie). Podniósł na mnie głos, że to nie nowotwór i robimy wszystko zgodnie z zaleceniami z książki i nic więcej zrobić nie można bo chyba nie oczekuje, że wyleczy kota w 5 dni. Nie oczekiwałam tego, ale miałam nadzieje, że diagnoza nie będzie postawiona na podstawie wróżenia z fusów... Także zamiast wrócić po 5 dniach na kolejny zastrzyk pojechaliśmy po 2 dniach (dziś) do innego weterynarza. Ten całkiem słusznie widząc co Bongo dostał dotychczas wyjaśnił, że ma związane ręce i nie wie jak to wyglądało 9 dni temu więc ciężko coś powiedzieć, z tym, że wygląda to bardzo źle. Ale to niekoniecznie wrzód eozynofilowy bo Bongo jest za młodym kotem. Może to być po jakiejś ranie, może po użądleniu, ale może być też nowotwór. Mamy przyjść za dwa dni, a do tej pory dość kontrowersyjnie nasączać ranę pigmentem castellaniego. Jestem przerażona i nadal nie wiem co z moim kotem. Z takich rzeczy które sama zaobserwowałam, jest nieswój i 'smutny' ale to bardziej przez podróże do weterynarza i zastrzyki. Ma apetyt, je normalnie, bawi się trochę mniej, ale osowiały nie jest. Myślę, że boli go to jak każda rana, ale nie ma świądu ani drażnienia. On jak by ignoruje fakt, że coś ma na wardze. Nie wiem co mam myśleć. Bardzo proszę o rady, może ktoś miał podobne doświadczenia, może podpowiedzi o co prosić weterynarza. Cokolwiek byle krok dalej.
EDIT drugiego weterynarza pytałam o monodietę w takiej sytuacji, powiedział, że nie ma takiej potrzeby.