Dzień dobry,
bardzo proszę o pomoc w znalezieniu rozwiązania na problem agresji między kotami. Mamy dwa kotki. On jest silnym, dużym rocznym+ kotkiem ze schroniska, wziętym do domu kiedy miał 3-4 miesiące. Ona jest kotką lat X znalezioną pod budką z fast foodem. Kotka przychodziła prosić o jedzenie. Niestety miała wszystkie możliwe kocie choroby. Zdecydowaliśmy się jej pomóc. Dopiero po paru wizytach u weterynarza okazało się, że dziewczynka jest powypadkowa i konieczna jest operacja i szereg zabiegów. Nie rozpisując się niepotrzebnie rekonwalescencja trwała parę miesięcy i była dla niej bardzo stresująca. Pokażę dla ciekawych przed i po:
Zapoznanie między nimi nie było idealne, kot był dość długo zaniepokojony i często zagradzał jej drogę, gonił ją, próbował wchodzić na nią i trzymać za szyję. Z drugiej strony nie było żadnego syczenia ani krzyków (poza pierwszym dniem) więc myśleliśmy że jest nadzieja na wspólną egzystencję. Po 1-2 miesiącach stosowania różnych technik i sprzętów zaczęli stopniowo spać razem, bawić się, chodzić za sobą, lizać i wszystko wydawało się iść w stronę sukcesu.
Jak widać na obrazku wyżej bardzo lubią spędzać ze sobą czas, i ona i on przychodzą do siebie. Na zmianę zaczepiają siebie do zabawy. Codziennie wieczorem bawimy się z nimi wędką i innymi akcesoriami i on kiedy widzi że ona akurat biegnie daje jej złapać więc jest zaskakująco dużo fair play. Generalnie wydaje się być bardzo świadomy tego jak się zachowywać grzecznie i w 95% przypadków mają idealną relację. Jednak zdarzają się przypadki bardzo dziwnego zachowania, którego nie rozumiem.
Mianowicie kiedy mają poranną gonitwę, która wygląda zupełnie zdrowo, kiedy ona ma już dość on zaczyna się robić bardzo agresywny i zaczyna ją gonić jeszcze mocniej. Najczęściej kończy się to tym, że on ją złapie za gardło, ona płacze żeby pomóc, syczy na niego i warczy, próbuje się wydostać ale on ją trzyma dość mocno i trzeba interweniować. Jednak to mu nie wystarczy i mimo rozdzielenia nadal próbuje na nią naskoczyć.
Potem mają porę drzemki, on się czasem obudzi, wejdzie na nią kiedy ona sobie grzecznie leży i zaczyna ją agresywnie lizać, co się często kończy złapaniem zębami pod gardło i koniecznością interwencji bo ona płacze. W najlepszym wypadku ona wyczuje, że on jest nieprzyjemny, wstanie i się położy obok. On wtedy zajmuje jej miejsce.
Jednak dzisiaj piszę post ponieważ on zdecydowanie przesadził. Brałem prysznic i nagle słyszę jakiś pisk. Wyszedłem szybko i zobaczyłem, że przewrócił ją na plecy i gryzł szyję. Siedział na niej całym ciałem a ona nie mogła się w żaden sposób ruszyć i trzymał ją w bezruchu. Ona jak zobaczyła, że idę zaczęła przeraźliwie miauczeć i krzyczeć. On mnie kompletnie olał mimo, że zwróciłem mu uwagę podniesionym tonem. Nie uznaję bicia, ale tak mnie zszokował ten dźwięk i nie wiedziałem co zrobić bo nie reagował i wyglądało to bardzo drastycznie, że odruchowo dałem mu klapsa w tyłek. Zdezorientowało go to, puścił ją i dał nogę pod łóżko. Ona uciekła pod szafę, to jest jej miejsce do którego ucieka kiedy się stresuje. Odseparowałem ich do innych pokoi żeby się trochę uspokoili i teraz śpią.
Z drugiej strony on to zrobił kiedy akurat pod blokiem koszono trawę i było bardzo głośno. Wyraźnie był zestresowany. Może po prostu chciał zwrócić na siebie uwagę? A ja nauczyłem go, że zawsze przychodzimy kiedy tak robi...
On nigdy jej nie zrobił w ten sposób krzywdy fizycznie(dzisiaj też nie). Nigdy nie znalazłem na niej strupków ani wyrwanego futra poza tym, że szybko je gubi jak się stresuje. W zasadzie większość problemu to jest jej silny stres. Problem polega na tym, że on w ogóle nie przejmuje się jej krzykiem.
Mam różne osobiste hipotezy dlaczego on to może robić, ale w zasadzie nie jestem w stanie dojść do żadnego wniosku bo wszystko wydaje mi się łatwo podważalne. Staram się zapewnić im obu tyle samo atencji i rozrywki. Staram się pokazać mu że o nim pamiętam. Może powinienem z nim chodzić na specery? Jest kotem niewychodzącym, ale mieszkam przy ruchliwej ulicy i nie chciałbym znaleźć go rozpłaszczonego na poboczu.
Z drugiej strony jak się codzienne bawimy to często aż sapie ze zmęczenia. Z trzeciej strony zanim ona się pojawiła w domu on nigdy nie hałasował do 8 rano aż się wszyscy obudzą. A teraz jest tak, że już zaczynają się ganiać o 4 rano nawet mimo, że ich zamykamy i staramy się ignorować.
Najczęściej kiedy on się źle zachowuje zamykam go na parę minut w łazience i to pomaga przynajmniej na krótki czas ponieważ się uspokaja i odpuszcza. Kiedy go wypuszczam staram się pokazać, że nie jestem już na niego zły i daję mu trochę uwagi.
Mam jednak wrażenie, że stoję w martwym punkcie. Chyba czegoś nie widzę. On nie rozumie albo ignoruje że źle się zachowuje i dalej robi to samo. Poza tym problemem oboje są cudowni jednak jestem zmęczony całą tą sytuacją i boję się zostawiać ich samych.
Ktoś ma jakieś pomysły?