Witam
Nie pisałem od pewnego czasu. Ot, nie było o czym... Niestety ten stan przyjemnej równowagi w ostatnim czasie został drastycznie zburzony. Do tego stopnia że naprawdę pilnie potrzebuję pomocy z zewnątrz, bo nie wiem co robić dalej.
Ale po kolei.
W domu na chwilę obecną jest 5 zwierzaków - 3 koty (kotki) i 2 psy (pies i suka).
Najstarsza w stadzie jest Pralinka, 5-letnia sterylizowana kotka. Zazwyczaj bardzo spokojna.
Pozostałe dwa koty to Shanti i Zunia. Siostry, około 4-letnie. Shanti jest bardziej zadziorna, chyba trochę odważniejsza, prawie zawsze skora do zabawy, mocno miziasta. Zunia jest trochę spokojniejsza, lekko wycofana, musi najpierw zaufać zanim można ją pogłaskać.
Pies to Dragon, w type spaniela, przybłęda, którego ktoś w przeszłości prawdopodobnie bił i w końcu wyrzucił. Generalnie obecnie to wesoły pies, niezła przylepa. Traktuje koty jak swoją miłość, aczkolwiek niestety nie do końca potrafi się z nimi dogadać - aby okazać swoją miłość staje nad samym kotem i z całej siły zaczyna merdać ogonem...
Suka to Pusia, nieduży kundelek, spokojny, wesoły pies tolerujący wszelkie inne zwierzęta i ustępujący im miejsca.
Shanti i Zunia trafiły do nas jako ostatnie, po śmierci naszej wcześniejszej rezydentki, Shili, około 2 lata temu. Ku naszemu zaskoczeniu wprowadzenie wprowadzenie młodych odbyło się praktycznie bezboleśnie. Byliśmy przygotowani na 3 tygodnie w klatce, ale reakcja rezydentów była mnie więcej "a, kolejne koty, OK". W efekcie koty w zasadzie od razu zostały dołączone do stada. Nic specjalnego się nie działo. Przez 2 lata stado ułożyło sobie normalne stosunki, zwierzaki się co najmniej tolerowały, Zunia często spała z Pralcią. Okazjonalnie zdarzały się jakieś drobne starcia, ale bez świadków i po cichu więc nawet dokładnie nie wiemy. Ot, czasem u którejś zauważyliśmy nowe zadrapanie. Jeśli już dochodziło do scysji to najczęściej na linii Shanti-Pralinka. Ale jeszcze raz podkreślam - to były incydenty, zasadniczo koty dogadywały się dobrze.
Po dwóch latach debatowania ostatecznie postanowiliśmy wykastrować młode. Ponieważ akurat obie kotki były w rui, która nie chciała przejść, dostały Proverę na wyciszenie. Po 3-tygodniowej "terapii" obie kotki poszły jednocześnie "pod nóż", mniej więcej tydzień temu. I się zaczęło.
Po powrocie do domu kocice zaczęły się w stosunku do siebie zachowywać co najmniej z rezerwą. Shanti warczała i syczała na Zunię, która zaczęła schodzić jej z drogi. Pralinka unikała młodych, ale na ich widok potrafiła warczeć i usuwała się. Prawdopodobnie czuła weterynarza. Wariactwa dostał za to Dragon, który na widok Shanti dostał niemal szału radości. Co ciekawe Shanti nawet dawała mu się wylizywać. Wyglądało to trochę tak, jakby wolała jego znany zapach niż to, co przyniosła na sobie od weterynarza. W ciągu kolejnych dni sytuacja wydawała się mnie więcej ustabilizowana - siostry się nie tolerowały, Shanti wręcz zaczęła atakować Zunię. Pralcia była w stosunku do nich ostrożna i nieufna, ale młode nic jej nie robiły. We wtorek (25.04) po odkurzaniu w domu wydawało się, że wspólny "przeciwnik" pogodził stado. Pod koniec dnia wszystkie trzy spały w jednym łóżku, wydawało się, że wreszcie wszystko jest OK.
Jednak w nocy (z wtorku na środę) wybuchła bomba. Koty zaczęły się na potęgę atakować. Nie jestem nawet określić dokładnie jak przebiega układ sił, bo ataki występują nagle, zazwyczaj jak nie patrzymy. Jednak najwyraźniej Shanti atakuje Pralinkę, robi to w sposób super agresywny, w zasadzie od razu przechodząc do gryzienia. Nie ma syczenia, ostrzegania się. W środę Shanti atakowała także Zunię. W pewnym momencie wyglądało tak, że Shanti zaatakowała Pralinę, ta zaczęła uciekać, a Zunia pobiegła chyba w jej obronie, bo jak dolecieliśmy do kotów, tłukły się Shanti z Zunią, a Pralina była schowana. Widzieliśmy też atak Zuni na Pralinkę. Co ciekawe przez bite pół dnia w środę był spokój, Shanti i Zunia spały wtulone w siebie, a Pralcia spała na sąsiednim fotelu. Jednak pod wieczór powtórzyła się sytuacja z nocy, Shanti w którymś momencie ruszyła do ataku na Pralinkę.
Po pierwszym wybuchu agresji oddzieliliśmy Shanti od reszty stada i zamknęliśmy ją w osobnym pokoju na resztę nocy. Gdy były tak odseparowane nic się nie działo. Rano wypuściliśmy ją i także był spokój (do wieczora).
Gdy wieczorem nastąpił kolejny atak, po raz kolejny oddzieliliśmy Shanti. Wydawało się początkowo, że jest wszystko OK, ale tak jak pisałem powyżej w pewnym momencie to Zunia zaatakowała Pralinkę, która ostatecznie uciekła.
Stan aktualny jest taki, że Shanti jest zamknięta w osobnym pomieszczeniu a Pralinka jest przerażona i schowana w jednym z nielicznych miejsc, gdzie jest w miarę poza zasięgiem pozostałych kocic.
Przy okazji środowego ataku Shanti straciła pazur u tylnej łapy (ma w tym miejscu rozkrwawioną łapkę). Nie wiemy, czy nastąpiło to bezpośrednio w ataku, czy zahaczyła o coś w trakcie pogoni za Pralinką.
Proszę o pomoc w ponownym "dogadaniu" kotów. Co mogło się stać? Co zrobić, żeby opanować sytuację?