Byłam z psami w parku. Wiem, że to nie rewelacja jakaś -bo właściwie to codziennie jestem w parku.
No więc byłam z psami w parku, biegaliśmy po śniegu, jak szaleni (psy szybciej biegały, i jednocześnie kopały dziury) wbiegałam na wały ( psy mi pomagały, bo sama bym nie wlazła -ale jak się trzymałam smyczy obu psów to mnie wciągnęły jakoś) i zbiegaliśmy z walów (to znaczy psy zbiegały, a ja zjeżdżałam na tyłku bo ślisko i stromo),
konie były w parku -takie wierzchnie z jeźdźcami (konie prze truchtały bardzo blisko nas, pokazywałam psom konie - grzecznie pomachały ogonami, że widzą, no konie są , super, fajnie i wróciły do obwąchiwania śniegu; żadna dla psów rewelacja -no koń i tyle)
Wróciłam do domu i padłam.
Zrobiłam sobie herbatę w słoiku, bo Młody nie umył kubków ( a mojego TŻ nie ma - a jakoś tak sie przyjęło, że TŻ myje naczynia). TŻ wraca jutro dopiero, wiec raczej muśże Młodego podgonić do roboty.
Więc siadłam sobie taka padnięta po spacerze na psim legowisko (uwielbiam to legowisko, ale mieszczę się z obiema psami - duże jest) ze słoikiem herbaty w ręce (herbata z cytryną) zagapiłam sie na żaby w akwarium -no szczyt szczęścia Patmola po prostu.
ktoś zostawił psa przed teatrem
jakas taka znajoma mordka (powinno byc chyba pysk , ale to może byłoby niegrzecznie)
czyżby właściciel poszedł na spektakl ?