Nie martwcie się, dziś wyprawiłam brata z rodziną, odwiozłam na lotnisko i buce do tej pory...
Nie miałam za nic czasu, przepraszam was. Mieliśmy z bratem tyle spraw do ogarnięcia, że ani chwili spokoju przez te 10 dni.
Kociaczki rosną jak na drożdżach (jutro będą fotki) odetchnęły z ulgą- Olcio i Lila wyjechali, mają więc spokój. Olcio, skarb mój najdroższy nie robił im absolutnie żadnej krzywdy, jednak nachalnie wręcz kocha, głaska, tuli, całuje...maluszki już miały tego dość. Luśka i Bura trzymały się z daleka, Mały dawała się molestować a Brojek spuścił mu wpierd*l, co skończyło się podrapaną głową- bo go Olcio zaczął obcałowywać zbyt intensywnie, przynajmniej po tym Brojek miał już od niego spokój a Olo przyzwyczajony bo oni tam mają takiego kota, który nie trawi dzieci i każdy dotyk z ich strony kończy się wpierdzielem (koty z naszego polskiego schroniska).
Dziadek, no dziadka mam w domu dopiero od wczoraj. Musze Majencji przesłać jego papiery co by zerknęła. Dziadkowi nie tyle odciągneli wode co go "zasuszyli" została skóra i kości. Najgorsze, że nie chcą powiedzieć co mu zrobili, jeśli chodzi o psychikę- lekarka wmawia mi, że "otępienie starcze" - tak kur*a w dwa tygodnie z normalnego człowieka stał się.... Hmmm 2-letnim dzieckiem z omamami. Mówi niezrozumiale, to co rozumiemy to kompletne bzdury typu "czy w tym stawie są ryby?" (wskazuje palcem na przedpokój) nie wie kim jesteśmy tzn chwilami wie, ale tylko chwilami...tłumacze np dziadku to Kubuś twój prawnuk na co on powtarza "tak prawnuczek wiem" a za sekunde "czyj prawnuk".
Karmie, zajmuje się, mam nadzieję że to jeszcze leki nie zeszły z organizmu do końca, w tej chwili jest jakby odrobinkę lepiej, więcej kojarzy i wykonuje polecenia, wczoraj tylko najprostsze typu: podaj rękę. Dostał kartki i długopis na własną prośbę, rysował i jakby pisał przez 2,5 godziny, nie chciał przestać, po czym nagle zaczął się denerwować- "bo źle ukuła go igła"- myślał, że trzyma glukometr i próbował wbić długopis w palec. Staramy się rozruszać, jest "zasiedziany" ćwiczymy, może będzie chodził, bo już dziś z pokoju do kuchni podtrzymywany przeszedł, to raptem kilka kroków ale jaki postęp w jeden dzień...
Na odchodne lekarka dała mi recepte na psychotropy żebym "miała z nim spokój w domu"
pierdolnieta cipa i tyle co mogę o niej powiedzieć...
Dzisiejszy dzień to w ogóle dramat, rano na lotnisko, na miejscu okazało się, że lot przesunięty o 7 godz, przy czym lotnisko podało info na 5 min przed zamknięciem bramek, wrocilismy do domu, zajelam się dziadkiem, po 12 wyjechaliśmy znowu na lotnisko, z niego do Eli po budkę po drodze zadzwoniła córka z płaczem, Marley nagle się przewrócił i nie może się podnieść- panikab ale byliśmy prawie na miejscu więc już na szybko wpakowaliśmy budke do auta (ledwie) i ekspresem do domu. Tragedia, wpadłam do domu, pies leży na środku podpokoju, podniósł się na nasz widok na przednich łapach i tyle, dupa leży. Wynieśliśmy go do auta w kocu i znowu ekspresem do weterynarza, byłam przerażona, nie dość, że płakałam przez wyjazd brata to jeszcze ze strachu o psa...jak idiotka. Adam zajął się nim natychmiast, okazało się że wypadł mu dysk. Coś mu zrobił, dostał zastrzyki i po 5 minutach próbował wstawać. Na jutro mam jeszcze leki+ przeciwbólowe. Zanim dojechaliśmy do domy Maniuś już prawie był normalny, wyjeliśmy go z auta ale się wyrywał, więc mąż stwierdził, że lepiej go postawić na trawie niż szarpać się z nim. Chłopak się załatwił i chciał na siłę sam po schodach wyjść, ale mąż wziął go na ręce i wyniósł, bo w kocu nie dalibyśmy rady, napił się, zjadł i śpi, raz się obudził wstał właściwie normalnie, wymiział się minutke i teraz znowu śpi...chrapie jak trajzyga czyli normalnie...oby tak dalej.
Tak więc kochane moje, od rana buce jak mała dziewczynka i teraz też płacze, same łzy mi lecą. Ciężko rozstać się z jedynym bratem, że o dzieciaczkach nie wspomnę, bratową też mam wybitnie udaną, no nie mogę przeboleć, że te 10 dni już przeleciało...dziadzio już śpi i dzieci a ja z mężem leżymy sobie i tak pochlipujemy oboje...
Odezwę się jutro, wrzucę zdjęcia brzdąców-rozrabiaczków i pogadamy sobie. Miłej nocki życzymy.