Strona 25 z 35

Re: Druga strona medalu (jak ludzie widzą proces adopcji)

PostNapisane: Wto kwi 18, 2017 9:19
przez leli1
tak jak dla Fundacji czy DT kosmosem sa teksty "a po co siatka", "a to whiskas jest be?", tak dla mnie i podejrzewam, że sa jednak jeszcze inni podobnie myslacy posiadacze zwierzat roznorakich, dla ktorych kosmosem jest stwierdzenie o zaspakajaniu potrzeb emocjonalnych kota, polegajacych na przyzwoleniu na łażenie po stołach czy blatach. Ja wiem, ze kot i tak łazi gdzie chce, ale nie ma przyzwolenia na lazenie po blacie, na ktorym przygotowuje posiłki, bo nie mam zamiaru ani ja ani moja rodzina czy goscie wypluwac siersci z herbaty czy z kanapki. Nie i juz! jest caly dom do dyspozycji i krzywda sie kotu nie stanie jak na ten blat nie wskoczy, albo zostanie z niego przegoniony. Dla mnie to proces wychowania, podobnie jak w przypadku dzieci, ktore rysuja po scianach czy walą łopatkę kolege w piaskownicy. Jasno okreslam co wolno, a co nie i jestem przekonanana, że psychika kota nie ucierpi na tym, ze zostanie z blatu przegoniony.
Piszecie, ze skoro nam nie odpowiada zapis w umowie, to przeciez nie musimy adoptowac kota, tylko znalezc na smietniku i zaopiekowac, tak Wam mozna powiedziec, ze przygarniajcie sobie te koty, dbajcie o nie i trzymajcie na dozywocie, bo przeciez nie znajdzie sie dom idealny dla mojej ksiezniczki, bo ona musi miec wszystko co najlepsze.
Zdrowy rozsądek!
Jeden z moich kotow odbierany z Fundacji z "kosmicznymi" wymaganiami, zostal mi wydany, mimo ze nie odpowiedzialam na wiekszosc pytan (nie mam zamiaru przypadkowym dla mnie osobom pokazywac mojego PIT-u), kot chory z problemami, ktore przede mna zatajono, mysle ze dlatego, aby go wydac. Co wiecej, utrzymywano ten stan przez ponad rok moich z nim problemow i prob rozwiazania ich przy pomocy Fundacji, caly czas usypiajac moj niepokój zapewnieniami o problemach z aklimatyzacja i przezytą traumą, az przypadkiem dowiedzialam sie prawdy.
I tak jak Wy piszecie o nieodpowiedzialnych DS, tak ja bym musiala na podtsawie moich doswiadczen pisac o Fundacjach (wiem, ze moze byc inaczej-normalnie, bo adoptowalam kotke z innej Fundacji).
Z calym szacunkiem odnosze sie do osob ratujacych zwierzaki i szukajacych im potem domu-wspieram finansowo/rzeczowo, a syn "pracuje" jako wolontariusz w schronisku, ale zdecydowanie nie popieram i nie rozumiem tej dodatkowej otoczki w postaci castingu na najlepszy DS dla Mruczusia (oczywiscie, pisze o tych, ktorzy przeginają).
Pisalam, ze adopcja syna byla obarczona mniejszymi obostrzeniami i zaleceniami niz adopcja kota-nikt nie wymagal ode mnie okreslenia czym go bede karmic, nie wymagano abym kupowala mu takie czy inne zabawki i jak mam organizowac swoj czas-ba! nawet nie wymagano, aby mial swoj pokoj (wowczas mieszkalam w malym mieszkaniu w bloku), wystarczylo aby mial swoj kącik i łóżeczko. Nie kupuje jedzenia w najdrozszych sklepach, czy innego eko-sreko, zdarza sie nawet gotowe pierogi kupic-i co z tego?! Oczywiscie OA mogl mi go nie dac tylko szukac domu idealnego, ale jaka jest gwarancja, ze byloby mu tam lepiej?
Piszecie w swoich przykrych doswiadczeniach z DS o ich łajdactwie i brak odpowiedzialnosci.....a piszecie/wspominacie chocby o tych pozytywnych adopcjach? Sa takie? A ktorych jest wiecej? naprawde wiekszosc Mruczkow trafia do łajdaków?

Re: Druga strona medalu (jak ludzie widzą proces adopcji)

PostNapisane: Wto kwi 18, 2017 9:48
przez Kinnia
hyyy
ciekawie piszesz leli1
jak zwykle diabeł tkwi w szczegółach
jest spędzić ze stołu i spędzić ze stołu
jest karmić i karmić
jest .....
własnie, w 'szczegółach'

z Twojej logiki wynika, że DT to grupa mniej lub bardziej ekstremistycznie nastawionych na DS osób, które mają mało realne wymagania itd.
a tak do końca nie jest
oczywiście, kazdy z DT 'sieje' potencjalny dom przez sito swoich przekonań , doświadczeń, itd.
ale też przez pryzmat dobra kota, tego konkretnego kota

tak, piszę i wspominam o fajnych domach, pamiętam o tych domach i osobach, które te domy tworzą, często, bardzo często
najczęściej wtedy, gdy zwyczajnie jest ciężko i beznadziejnie
których jest więcej?
na to pytanie nie potrafię odpowiedzieć, ja jestem specyficzna - tak to ujmijmy, a to bardzo rzutuje na wybierane przeze mnie DS
chociaż będąc na forum miałam dwa kolosalne 'poslizgi', za które gorzko zapłaciłam, a za jeden wciąż płacę
myślę, że nie - większość kociastych trafia do fajnych domów
własnie dzięki umiejętnemu odsianiu, ale myślę też, że dzięki wielkiemu doświadczeniu DT lub osób wspierających w tym względzie DT

Re: Druga strona medalu (jak ludzie widzą proces adopcji)

PostNapisane: Wto kwi 18, 2017 9:58
przez ewar
leli1 pisze:Piszecie w swoich przykrych doswiadczeniach z DS o ich łajdactwie i brak odpowiedzialnosci.....a piszecie/wspominacie chocby o tych pozytywnych adopcjach? Sa takie? A ktorych jest wiecej? naprawde wiekszosc Mruczkow trafia do łajdaków?

Oczywiście, że piszemy, przynajmniej ja, a wiele moich domków loguje się na forum.W niedzielę do domku pojechały dwie dorosłe już siostry.Ludzie opiekują się czasem kotką sąsiadów i stwierdzili, że jest biedna, bo sama, bo się nudzi, dlatego chcieli dwa koty.Zabezpieczenie balkonu i okien było dla nich czymś naturalnym, podobnie jak dobra karma.Kotki pojechały z książeczkami zdrowia, z wyprawką, adopcja poprzedzona była wieloma rozmowami telefonicznymi, była wizyta PA, umowa również.Muszę zawsze mieć domek, który spełni moje oczekiwania, chociaż gwarancji nigdy nie ma.Czasem moje koty muszą długo czekać, zwłaszcza, że ja adoptuję na odległość, to jest trudniejsze.W umowie jest zapis o zwrocie z adopcji i kilka domków zwróciło mi koty, o co zresztą sama prosiłam.Nie, koty nie były dręczone.
Jeżeli chodzi o adopcję dzieci to też znajduje się sporo łajdaków, akurat o kilku przypadkach wiem.Raz pośredniczyłam niejako w adopcji chorej dziewczynki ze stalowowolskiego domu dziecka, byłam tłumaczem.Para Amerykanów musiała spełnić bardzo rygorystyczne warunki, może dlatego, że byli cudzoziemcami, nie wiem.

Re: Druga strona medalu (jak ludzie widzą proces adopcji)

PostNapisane: Wto kwi 18, 2017 10:00
przez leli1
hehe widzisz Kinnia, a ja bym powiedziala (moze jestem zbytnia optymistka), że dzieki temu, ze jest naprawde duzo fajnych rodzinych (niezaleznie od ich majetnosci i nawet ogarniecia, bo jesli chca to sie dowiedza. Sama ogarnieta zbytnio nie bylam, ale sie ogarnelam i szerze oswiate wsrod ludzi-chocby odnosnie karm).
Z pewnoscia rozmowa z potencjalnym DS jest wazna (wazniejsza pewnie niz ankiety, gdzie mozna wpisac wsio), na jej podstawie z drugiej Fundacji dostalam kotke, ktora miala wczesniej isc do kogos innego, ale rozmowa spowodowala, ze przyszla do mnie, a z pewnoscia nie mam najlepszych na swiecie warunkow i w dodatku od razu powiedzialam, o co to to nie, u mnie kot nie bedzie po stole łaził :)

Re: Druga strona medalu (jak ludzie widzą proces adopcji)

PostNapisane: Wto kwi 18, 2017 11:35
przez arłynaantresoli
leli1 pisze:bo nie mam zamiaru ani ja ani moja rodzina czy goscie wypluwac siersci z herbaty czy z kanapki.


To jest "sprzedaż wiązana" :mrgreen:

Re: Druga strona medalu (jak ludzie widzą proces adopcji)

PostNapisane: Wto kwi 18, 2017 11:43
przez leli1
zdaje sobie z tego sprawę :), dlatego u mnie na blacie stoi zawsze spryskiwacz do okien i co chwila blat pryskany jest i wycierany. Mam może lekkie odchyły w tym kierunku, ale naprawdę nie toleruję kota w miejscu przygotowania posiłków. Domyslam sie, ze jak wyjdę z domu to koty sobie pewnie przechadzki po blacie urządzają (widać odbite łapki), ale czego oczy nie widzą.......
Tak wlasciwie, to koty mnie porządku nauczyly, tak czesto nie sprzatalam nigdy :)

Re: Druga strona medalu (jak ludzie widzą proces adopcji)

PostNapisane: Wto kwi 18, 2017 11:46
przez arłynaantresoli
U nas też mimo 3 kotów zachowujemy porządek, odkurzanie podłogi stało się stety-niestety codziennością, o blatach można pisać książkę :) Niestety mimo starań zawsze w kubku herbaty pływa jakiś koci kłak mimo tego, że wszystkie 3 słodko śpią :D

Re: Druga strona medalu (jak ludzie widzą proces adopcji)

PostNapisane: Wto kwi 18, 2017 12:03
przez Alienor
leli1 pisze:zdaje sobie z tego sprawę :), dlatego u mnie na blacie stoi zawsze spryskiwacz do okien i co chwila blat pryskany jest i wycierany. Mam może lekkie odchyły w tym kierunku, ale naprawdę nie toleruję kota w miejscu przygotowania posiłków. Domyslam sie, ze jak wyjdę z domu to koty sobie pewnie przechadzki po blacie urządzają (widać odbite łapki), ale czego oczy nie widzą.......
Tak wlasciwie, to koty mnie porządku nauczyly, tak czesto nie sprzatalam nigdy :)


leli1, ale chodzi nie o to, że ludzie nie chcą, żeby kot właził na stół jak jedzą lub szykują jedzenie (bo to normalne) tylko są osoby, które wymagają gwarancji, że kot nigdy na stół nie wejdzie - nawet pod ich nieobecność. I wtedy taki dom nie rokuje.

BTW zupełnie "obok" tematu - co byście powiedzieli na ogłoszenie, że rudy kot poszukuje domu z panią w wieku 60+, bez mężczyzn i dzieci? Bo miałam takiego tymczasa, który nie akceptował facetów (absolutnie) i nikt poniżej 60 roku życia bez względu na płeć nie miał prawa go dotknąć bo łapą z pazurami obrywał :smokin: .

Re: Druga strona medalu (jak ludzie widzą proces adopcji)

PostNapisane: Wto kwi 18, 2017 12:06
przez leli1
w zyciu...przy takim kocie to nie dosc ze nie masz szans na amory, to jeszcze niewinne babskie kłamstewko o wiek nie przejdzie :)

ciekawy osobnik!

Re: Druga strona medalu (jak ludzie widzą proces adopcji)

PostNapisane: Wto kwi 18, 2017 15:02
przez milva b
Alienor pisze:BTW zupełnie "obok" tematu - co byście powiedzieli na ogłoszenie, że rudy kot poszukuje domu z panią w wieku 60+, bez mężczyzn i dzieci? Bo miałam takiego tymczasa, który nie akceptował facetów (absolutnie) i nikt poniżej 60 roku życia bez względu na płeć nie miał prawa go dotknąć bo łapą z pazurami obrywał :smokin: .


Ja tak ogłaszałam kotkę, rasową co prawda, ale właśnie w ogłoszeniu zaznaczałam, że może zamieszkać tylko ze starszą panią o stałych przyzwyczajeniach i ustalonym rytmie dnia. Kotka nie cierpi mężczyzn i dzieci, nie cierpi hałasu i jakichkolwiek zmian, więc musiałam znaleźć jej dom, gdzie tego wszystkiego nie ma.
Szczęśliwie dla koteczki, starsza pani z Wiednia akurat szukała starszej kotki abisyńskiej lub orientalnej, bo po śmierci jej rodesiana stwierdziła, że już więcej psa nie chce, bo z racji wieku sobie nie poradzi z treningami czy ze spacerami. Dom okazał się być idealny dla mojej biednej nerwowej Ainy. I ona jest szczęśliwa i jej pani.
Dodam jeszcze, że Aina siedzi na blacie gdy jej pani gotuje i siedzi na stole gdy jej pani je. Nawet ostatnio pomagała łapkami zagniatać ravioli :)

Re: Druga strona medalu (jak ludzie widzą proces adopcji)

PostNapisane: Wto kwi 18, 2017 15:43
przez Rakea
leli1 pisze:naprawde wiekszosc Mruczkow trafia do łajdaków?

Chyba jasne, że w takim przypadku wystarczy jedna zgniła śliwka.
I przez to jedno złe doświadczenie DT często wybiera daleko idącą nieufność, bo ostateczną stawką jest życie jego podopiecznych.
A może jest jakiś wskaźnik kocich śmierci w DS, po przekroczeniu których DT ma prawo być ostry w selekcji? 8O

Re: Druga strona medalu (jak ludzie widzą proces adopcji)

PostNapisane: Wto kwi 18, 2017 16:20
przez Rakea
milva b pisze: Nawet ostatnio pomagała łapkami zagniatać ravioli :)

bo orienty ciasto na ravioli mają w małym palUSZKU.
Taki suchar dnia ;)

Re: Druga strona medalu (jak ludzie widzą proces adopcji)

PostNapisane: Wto kwi 18, 2017 16:32
przez Bestol
Alienor pisze:Ale wiesz - z mojego doświadczenia wynika, że na jedną rokującą lub sensowną osobę przypada lekką ręką 10, które delikatnie mówiąc traktują kota jako zabaweczkę, co to - jak się znudzi/zepsuje/wypadnie z 8ego piętra z niezabezpieczonego balkonu - to się go wywali i weźmie nowego (albo pozwoli zejść powolną śmiercią po upadku). I niestety każdy z powyższych przypadków to taki, z którym miałam do czynienia (i państwo nie dostali ode mnie kota, ku ich wielkiemu fochowi i obrazie).

Dziękuję za linki. Szczerze poruszyła mnie historia Chipa.
Alienor, teraz mi się wydaje, że każda ze stron medalu patrzy ze swojej perspektywy na adopcje. Ja się na Was oburzam (mam na myśli na komentujących tu opiekunów DT) ponieważ patrzę na DS przez swój pryzmat, przez to jak sama staram się dbać o kotka, jak dla mnie ważne było spełnienie wszystkich warunków dla jego bezpieczeństwa i po prostu dlatego, że nie mieściło mi się w głowie, że ktoś biorąc kotka do adopcji może myśleć lub robić inaczej. Wy się oburzacie na mnie, bo macie doświadczenia z opiekunami o których ja nie miałam pojęcia i by mi do głowy nie przyszło, że tacy pojawiają się często. Byłam przekonana, że jeśli ktoś bierze pod opiekę kotka po przejściach (a myślę, że takie w większości mieszkają w DT) to po to, by dla tego kotka zrobić wszystko. Może z takiego myślenia dochodzi do nieporozumień między DT i DS lub potencjalnymi DS.
P.S.
Kinnia z literaturą nadal u mnie kiepsko :)

Re: Druga strona medalu (jak ludzie widzą proces adopcji)

PostNapisane: Wto kwi 18, 2017 17:00
przez Hańka
A z tym nieszczęsnym Whiskasem... Ludzie wierzą reklamom. Sama zaczynałam od tej karmy z pełnym przekonaniem, że daję kotu najlepszą karmę świata. :roll:

Re: Druga strona medalu (jak ludzie widzą proces adopcji)

PostNapisane: Wto kwi 18, 2017 17:03
przez Alienor
Dokładnie - człowiek porządny będzie zdziwiony, że tak jest "maglowany". Bo nie zna tych wszystkich przypadków jak pani mama z babcią, chcąca adoptować 4-miesięcznego kociaka dla dziecka, przyjeżdżająca po niego z pudełeczkiem po sandałkach dziecięcych dla 2-latka. Kociak by do niego wlazł, ale pod warunkiem, że byłoby otwarte a on by sie bardzo starał wcisnąć pupę i łapki tylne, niczym Maru - japoński kot, który kocha pudełka :wink: . Przez telefon panie brzmiały sensownie, godziły się na kastrację jak kot dojdzie do wieku - ale ich zachowanie w stosunku do kociaka powiedziało mi, że to tylko głodna gadka. Gdy powiedziałam, że niestety nie mogę im wyadoptować tego kociaka była obraza i nieśmiertelne "bo dziecko będzie płakać". Więc poradziłam, że na targu jest zabawkowy jeszcze przez 1h otwarty, a pluszak jest tańszy w utrzymaniu, bo ani karmić, ani leczyć nie trzeba, bo nigdy nie zachoruje. Trochę się sfochały, ale pewnie potem wzięły kotka od rozmnażacza - do zabawy dla dziecka. Ale to już nie moja odpowiedzialność.
Przypuszczałabyś, że ludzie mogą kota szukać, żeby nim nakarmić węża? (kociaki, najlepiej nieszczepione). Albo żeby zatłuc - mając mieszkanie zrobione w 100% pod koty, łącznie z wypaśnym drapakiem i karmą z wyższej półki dla kociaków (Wojciech L.) ? Albo że bierzesz kociaka, bo jest nieco w typie rasy i zrobisz mu piekło z życia, używając go jako rozpłodowca a jak się zestarzeje/zachoruje, to wywalisz na ulicę? Albo w pana, , który bardzo lubi koty więc prosi, żeby mu wybrać 2-miesięcznego kociaka, ale mądrego, bo od 10 lat co 2-3 miesiące musi brać nowego, bo mu idioty wylatują na ulicę i je tiry rozjeżdżają? A niestety DT stykają się z takim przypadkami dość często i to powoduje ich zwątpienie w gatunek ludzki. Dlatego dopytują - a jak człowiek pyta i widać, że chce się dowiedzieć jak zrobić, by kot w zdrowiu i spokojnie dożył starości - to są szczęśliwe. Chyba że napotykają na beton, który wie lepiej np. że bułka z mlekiem a od święta pół saszetki whiskasa to prawidłowe (a nawet bogate) karmienie kota - wtedy się dziękuje za rozmowę i się rozłącza, w ekstremalnych przypadkach mrucząc do siebie pod nosem po wszystkim "Na ignorancje lekarstwem są książki, na głupotę - strzelba i szpadel". :wink: