ElBrus87 pisze:Zawodowo zajmuję się gadaniem z ludźmi, więc mogłabym pomóc, ale dopiero od września, kiedy zjadę do Warszawy na dłużej. Mogę przeprowadzać rozmowy, ale do redakcji ogłoszeń się nie nadaję.
Co do odmów - mogę poprosić o jakiś konkretny przykład? Jest miło i sympatycznie, ale okazuje się, że... [no właśnie co się okazuje?], więc mówię... [to i to], oni reagują... [też miło i sympatycznie?], a ja na to... [no właśnie co?].
Wyobraź sobie, że pani lat 70 lekko licząc (fakt, na ucho) chce adoptować kociaka. Kociak ma 3 miesiące. Pani nie doczytała/nie zauważyła w ogłoszeniu że okna muszą być zasiatkowane. Chce go adoptować pojedynczo (mimo że w ogłoszeniu stało że albo na dokocenie, albo z drugim kociakiem, bo maluchy na jedynaków nie są wydawane). Kociaka (jak i rodzeństwo) leczyłaś i karmiłaś, dorabiając się szram na rękach ty i córka (wiec w pracy pytania o to co ci sie stało, z lekką nutką przemocy w rodzinie, w szkole pytanie czy coś się stało, że dziecko się tnie
). Pani po kulturalnej odpowiedzi, że wyłącznie dwa kotki razem i że zabezpieczenia sprawdzę naocznie wyraziła smutek, że taki dobry dom chciała dać kotkowi, a ja mam wymagania z księżyca. Bo ona miała kotka i taki był milusi, że chciałaby znów, ale właśnie takiego malutkiego, żeby go wszystkiego nauczyć, a ten kotek jak skóra zdarta z tamtego. To pytam (już pewna, że nie wydam choćby nie wiem co) co się stało z tamtym kotem. Ano ze starości zdechł, bo już miał prawie 2 lata. W tym momencie szczytem uprzejmości z mojej strony było stwierdzenie, że koty niewychodzące i leczone w razie choroby potrafią żyć i 20 lat, więc niestety będzie musiała poszukać gdzie indziej, bo ode mnie kota nie dostanie. Cokolwiek inna odpowiedź, dużo mnie dyplomatyczna we mnie bulgotała, ale byłam kulturalna. Pani nie czuła potrzeby hamowania języka.
Fakt, me dziecię kiedyś u weta porzuciło dyplomację na rzecz dydaktyki, wobec pani w wieku mocno babciowym, która marudziła, że ona by najchętniej uśpiła kota, którego przyniosła na wizytę "bo tak źle się leczy, tak sie męczy, już 2gi zastrzyk musi dostać, a on już stary, już ma 1,5 roku". Alicja nie wytrzymała i spytała, czy w takim razie przy najbliższej grypie lekarz powinien ją uśpić zamiast leczyć. Jak się pani zapowietrzyła, wskazała jej plakat z przeliczeniem wieku kociego i psiego na ludzkie. I poinformowała, że uratowana przez nas kotka przez 2 tygodnie była wożona na kroplówki i zastrzyki, bo była bardzo chora, a teraz jest zdrowa i ma nowy dom - bo albo się jest porządnym człowiekiem i leczy zwierzaka albo przy najmniejszym problemie wywala albo zabija. Pani trochę oklapła i stwierdziła, że w sumie nie wiedziała, bo wszędzie jak koty bywały to żyły tak góra 2-3 lata. A potem była już kolej Ali do gabinetu.