Dzięki za przywitanie.
Beatko oczywiście, że podpis jest troszeczkę nieaktualny, ale byłam taka zalatana i oczywiście patrzenie na takiego maluszka to rozkosz dla oczu i ducha
. Moja męska część rodziny oblega koteczkę i aparat tylko zdjęcia im nie wychodzą, chyba ręce się trzęsą z emocji
. Dzisiaj pofurkam i dopadnę aparatu.
Sprawozdanie z oswajania
Dzień 1:
Przedpołudnie koteczka spędziła następująco:
*rozrabianko
*jedzono
*spanko
i od nowa
Duzi wrócili z pracy i wpadli na genialny pomysł
„a może by tak przedstawić sobie kotuchy”. A mieli być rozsądni i stosować się do informacji przeczytanych i przemyślanych na forum. Pomysł jest no to do dzieła, ale gdzie by było najlepiej i najbardziej neutralnie
. Padło na ogródek. Duża w puszorku i na dwór. Mała puszorek, kontenerek i na dwór. Otwieramy drzwiczki, mała wychodzi, duża nic. Chyba nie zauważyła, czy co?. Chwile później jest prychu, prychu, wrr, wrrrr … itd. itp., która to? Mała? Coś urosła? Postawa bojowa a jakże. Duzi w chichot.
Rezydentka odpowiedziała chyba coś w rodzaju: Ty, kulka, co się puszysz i tak nie urośniesz, jak cię pacnę to zobaczysz i lepiej nie podchodź za blisko mnie, bo nie ręczę za siebie!!!
( wolne tłumaczenie). Po czym udała się w spokojniejszą część ogrodu tzn. na odległość, co najmniej 4 m od tego małego czegoś, co myślało, że może wystraszyć taką damę jak ona (znaczy się królową Nalę). Maluszek chyba trochę zwątpił, więc usiadł na domek i oka z kocicy nie spuszcza
. No, ale ile tak można było siedzieć pobrykać też trzeba no to do dzieła
. Po jakimś czasie TZ uznał, że jak na początek to wystarczy, maluda do domu, rezydentka w spokoju niech sobie posiedzi ze mną na ogródku i podje trawki. Tak minął pierwszy dzień. Zobaczymy jak będzie dalej.