Śmiercionośna choroba?

Kocie pogawędki

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Śro lut 22, 2017 13:13 Re: Śmiercionośna choroba?

Mi takze kotek odszedl, 3 tygodnie temu. Taki troche zbieg okolicznosci, bo moj kotek nazywal sie Pikuś (10lat) a twoj Piguś :) Pewnie teraz razem sobie brykaja w chmurach. Takze przezywam straszny bol chce wszystko cofnac, ale co z tego skoro choroba Pikusia byla nieuleczalna. Pamietaj, ze nic nie dzieje sie przypadkowo i to, ze zorientowalas sie juz za pozno z jego choroba, ma cos na celu. Wspolczuje bardzo, bo wiem jak to jest ta pustka pozostawiona po najlepszym przyjacielu. Piguś (*)
Obrazek
Pikuś 2006-2017r. 13:25 na zawsze w moim sercu (*)

Danera

Avatar użytkownika
 
Posty: 67
Od: Sob sty 28, 2017 11:50

Post » Śro lut 22, 2017 16:56 Re: Śmiercionośna choroba?

Diękuję, Danera. Trzustka to taki delikatny organ, tak mało poznany, i jak wynika z wpisach na forum i na lekarskich poradach, które teraz czytam, kiedy wysiada, pozostają enzymy trawienne do podawania, a rokowania, tak jak teraz śledziłam wpisy, nieciekawe, nawroty, spokój, nawroty. Ale gdybym wiedziała, że to trzustka, to przynajmniej bym na wszelki wypadek dawała środki przeciwbólowe, a nie tylko w ostatnich dniach, i świadomość że może cierpiał (choć tylko po posiłku siadał tak lekko skulony, a potem w różnych pozach, rozluźniony, chętnie na rękch i dawał brzuszek dotykać i nie manifestowal bólu), mnie dobija. Jak odszedł, wzięłam Misię (tak ją nazwała wnuczka), koteczkę po przejściach i ją wybraliśmy świadomie, bo miała najmniejsze szanse na adopcję. Widać, że jest zadowolona, leży teraz na krzesełku koło mnie, mruczy i chyba nas lubi, my ją też. Współczuje również, Danera, jak czytam forum, nieraz się popłaczę, tak wiele koteczków mimo intensywnego leczenia i zdawało się poprawy odchodzi. To chyba ta chemia, koty tak są delikatne.

gryficzanka49

 
Posty: 55
Od: Wto lut 21, 2017 23:24

Post » Śro lut 22, 2017 21:46 Re: Śmiercionośna choroba?

Rakea pisze:Mealania - dokarmianie na zmiane z innymi, nie wymaga emocjonalnego zaangazowania. czesto gesto "zrzucajac" karme nie spotykasz kotow, ale wyreczasz kogos raz w tyg. w jechaniu przez pol miasta.
Wiadomo, ze tutaj wszyscy jestesmy po kokardy zarobieni w kocich sprawach, wiec gdy ktos rzuci, ze ma wolny czas, naturalne dla nas jest, ze wciagamy go tez by pomagal w tym samym obszarze. #takieforum ;)

nie mozesz wkurzac sie na zyzka, bo on odbiera twoja niechec i tlumaczy sobie, ze gdy przepedzi nowa, znowu bedzie milosc dla niego.
a skoro zyziek jest w stanie rzucic sie na kaline tzn. ze koty nie sa izolowane. moze opisz ta izolacje? bo gdy moj nowy byl izolowany, nawet nie wiedzial o istnieniu innych kotow przez 10dni.
kciuki za was!


Dopiero zauważyłam Twój wpis.
Wszystko już ok. Kiepsko się trzymam i czasem mi się ulewa. Koty dotarły się w trzy doby. Wczoraj Kalina przyszła się pomiziać. Lata po domu za piłką. Zyziek potarfi leżeć na krześle i ją obserwować. Może już będzie dobrze.

Mealania

Avatar użytkownika
 
Posty: 41
Od: Pon sty 30, 2017 20:19
Lokalizacja: Praga Płd.

Post » Śro lut 22, 2017 22:14 Re: Śmiercionośna choroba?

gryficzanka49 pisze:Melania,
pozdrawiam Ciebie z całego serca. I rozumiem. Sama przez to obecnie przechodzę. Niedawno odszedł mój Piguś, teraz jest razem na działce ze swoim najlepszym przyjacielem, Teosiem, który odszedł 1,5 roku temu. Piguś miał 13.5 roku, Teoś 16.5. Straszne za nimi tęsknię, a wyrzuty, że przegapiłam chorobę Pigusia (trzustka), są ogromnie. Zwiódł mnie jego do końca wspaniały apetyt, kiedy się zorientowałam, że trzustka wysiadła - zewnętrznowydalnicza niewydolność trzustki, nie pomogła kroplówka, a może i zaszkodziła - stress, i w nocy szybko odszedł, prawdopodobnie, jak objawy wskazują, obrzęk płuc. Byłam z nim mocno emocjonalnie związana, tym bardziej że to był przyjaciel mojego słodkiego Teosia. Też, tak jak Ty, rozpaczam, analizuję, co zrobiłam źle, czego zaniechałam, i choć zdaje sprawę że czasu nie wrócę, nie mogę się z tym pogodzić, mam taki żal do siebie.

Ściskam mocno, nie jesteś sama. Bożenna


Bardzo Ci dziękuję i łączę się w bólu. Dokładnie tak myślę o Czesiu, że mogłam mu użyć w bólu i ta noc jego samotna tak jakoś mi w głowie dudni. Ciekawe co Nokia robiła, może przy nim czuwała. Wydaje mi się, że gdy się rano zbudziłam to siedziała przy fotelu, na którym leżał. Tylko, że gdy otworzyłam oczy i zobaczyłam go, natychmiast wszystko zaczęło odbywać się w zawrotnym tempie. Prawie nic z tego dnia nie pamiętam. Nie byłam przygotowana na taką stratę, tym bardziej na pożegnanie. W klinice pochyliłam się nad jego martwym ciałkiem, pogłaskałam futerko, zapłakałam. Tak bardzo żałuję, że nie wzięłam go na ręce i go nie utuliłam.

Żałuję, że nie miałam takiego miejsca, gdzie mogłabym je - Nokię i Czesia - pochować, żeby móc do nich wracać. Że to żegnanie się było takie krótkie.
Szukam jakiejś pomocy psychologicznej, bo nie dam rady jednak.

Ja też od dziecka byłam kocia mama, ale to gdy mieszkałam na wsi. Potem jako nastolatka i dalej nie miałam żadnych kotów. Nokię znalazłam jak miałam 28 lat. Teraz kończę 40. Obie jesteśmy z maja.

Mealania

Avatar użytkownika
 
Posty: 41
Od: Pon sty 30, 2017 20:19
Lokalizacja: Praga Płd.

Post » Śro lut 22, 2017 22:18 Re: Śmiercionośna choroba?

Mealania pisze:
gryficzanka49 pisze:Melania,
pozdrawiam Ciebie z całego serca. I rozumiem. Sama przez to obecnie przechodzę. Niedawno odszedł mój Piguś, teraz jest razem na działce ze swoim najlepszym przyjacielem, Teosiem, który odszedł 1,5 roku temu. Piguś miał 13.5 roku, Teoś 16.5. Straszne za nimi tęsknię, a wyrzuty, że przegapiłam chorobę Pigusia (trzustka), są ogromnie. Zwiódł mnie jego do końca wspaniały apetyt, kiedy się zorientowałam, że trzustka wysiadła - zewnętrznowydalnicza niewydolność trzustki, nie pomogła kroplówka, a może i zaszkodziła - stress, i w nocy szybko odszedł, prawdopodobnie, jak objawy wskazują, obrzęk płuc. Byłam z nim mocno emocjonalnie związana, tym bardziej że to był przyjaciel mojego słodkiego Teosia. Też, tak jak Ty, rozpaczam, analizuję, co zrobiłam źle, czego zaniechałam, i choć zdaje sprawę że czasu nie wrócę, nie mogę się z tym pogodzić, mam taki żal do siebie.

Ściskam mocno, nie jesteś sama. Bożenna


Bardzo Ci dziękuję i łączę się w bólu. Dokładnie tak myślę o Czesiu, że mogłam mu użyć w bólu i ta noc jego samotna tak jakoś mi w głowie dudni. Ciekawe co Nokia robiła, może przy nim czuwała. Wydaje mi się, że gdy się rano zbudziłam to siedziała przy fotelu, na którym leżał. Tylko, że gdy otworzyłam oczy i zobaczyłam go, natychmiast wszystko zaczęło odbywać się w zawrotnym tempie. Prawie nic z tego dnia nie pamiętam. Nie byłam przygotowana na taką stratę, tym bardziej na pożegnanie. W klinice pochyliłam się nad jego martwym ciałkiem, pogłaskałam futerko, zapłakałam. Tak bardzo żałuję, że nie wzięłam go na ręce i go nie utuliłam.

Żałuję, że nie miałam takiego miejsca, gdzie mogłabym je - Nokię i Czesia - pochować, żeby móc do nich wracać. Że to żegnanie się było takie krótkie.
Szukam jakiejś pomocy psychologicznej, bo nie dam rady jednak.

Ja też od dziecka byłam kocia mama, ale to gdy mieszkałam na wsi. Potem jako nastolatka i dalej nie miałam żadnych kotów. Nokię znalazłam jak miałam 29 lat. Teraz kończę 40. Obie jesteśmy z maja.

Mealania

Avatar użytkownika
 
Posty: 41
Od: Pon sty 30, 2017 20:19
Lokalizacja: Praga Płd.

Post » Czw lut 23, 2017 0:45 Re: Śmiercionośna choroba?

Mnie też zaskoczyło odejście Pigusia. 6 godzin po powrocie od weterynarza, po kroplówce (był w stresie) sam wskoczył na swoje ulubione miejsce, dałam mu płyn przeciwbólowy, który weterynarz przygotował, trochę pożywnego jedzenia płynnego, i jak zaleciła weterynarz, tabletkę na odrobaczenie, spał. Teraz żałuję, że mu ją dałam, a może zaszkodziła? Potem przy mnie spał, spokojnie, pod cieplutkim kocykiem. Nie spodziewałam się, że przed północą tak nagle odejdzie. Jak teraz wracam do tych godzin, mam chaos w myślach, nie pamiętam wszystkiego co było przed. Teraz siedzę, projektuję folder na moją wystawę, spoglądam na smacznie śpiącą Misię - jest taka ufna i zadowolona, że ma wreszcie swoje kąciki. Ale w głowie tylko Piguś i Piguś....

gryficzanka49

 
Posty: 55
Od: Wto lut 21, 2017 23:24

Post » Czw lut 23, 2017 16:35 Re: Śmiercionośna choroba?

Z tego co przeczytalam twoj Pigus odszedl bardzo spokojnie, nie masz sie o co oskarzac. Jestem przekonna, ze kicius byl szczesliwy do konca, spal pod cieplutkim kocykiem z jego ukochana wlascicielka. Jesli moge sie zapytac to kiedy Pigus odszedl?
Obrazek
Pikuś 2006-2017r. 13:25 na zawsze w moim sercu (*)

Danera

Avatar użytkownika
 
Posty: 67
Od: Sob sty 28, 2017 11:50

Post » Czw lut 23, 2017 23:07 Re: Śmiercionośna choroba?

Piguś odszedł 1 lutego 2017 chwilę przed północą. Spał, głaskany przeze mnie leciutko, i nagle zaczął przełykać ślinę, łapki zadrgały, i miał takie odruchy wymiotne, jakby się dławił. Podniosłam go, miałam wrażenie, że dusi się śliną, było jej sporo. Po chwili serduszko stanęło, brzuszek się nie podnosił. Byłam bezsilna, nic nie mogłam zrobić. To wyglądało, jak potem przeczytałam, obrzęk płuc. Czy za duża kroplówka 6 godzin wcześniej, czy też niepotrzebnie choć weterynarz mówił, dałam mu rozpuszczoną tabletkę na odrobaczenie? nie wiem, nie będę już wiedzieć, ale mnie to gnębi, że może niepotrzebna była, może go dodatkowo podtruła. Byl bardzo zestresowany wizytą, choć go tuliłam podczas kroplówki, ale tam nie byliśmy odseparowani, było wg. mnie za jasno i inni ludzie, a on jak był rok wcześniej na wizycie w innej przychodni tylko na świerzb - zaraził się od Julci, cały czas, podczas wizyty (a tylko dostał krople do uszka i na kark, miauczał, w drodze też. Nie był przyzwyczajony do takich wyjść. Co było nie tak? Jaki błąd? Czy niepotrzebne odrobaczanie przed postawieniem diagnozy? wyniki krwi już były, teraz jak czytam, to wiem, że to była trzustka. Bardzo mi go brakuje.

gryficzanka49

 
Posty: 55
Od: Wto lut 21, 2017 23:24

Post » Pt lut 24, 2017 14:51 Re: Śmiercionośna choroba?

Pomysl inaczej, robilas wszystko co dalo sie zrobic, chcialas mu pomoc i to sie liczy! Nie mozesz teraz zadreczac sie, ze to twoja wina i zadawac sobie pytanie "a co by bylo gdyby?". Pewnie nigdy sie nie dowiemy co moglo wplynac na odejscie kotka, jednak moge ci powiedziec, ze mojkot odszedl bardzo podobnie. Usypialismy Pikusia w domku na naszych rekach, kiedy pan podal mu srodek nasenny wlasnie leciala mu slina i takze dziwnie przelykal. Weterynarz powiedzial, ze moga wystapic nawet odruchy wymiotne. Odszedl na naszych rekach, dlatego nawet jakbys usypiala Pigusia to prawdopodownie wygladaloby to w taki sposob. Moze nadszedl juz jego czas i nic na to nie mialo wplywu? Wazne jest to, ze bylas przy nim do konca i wiedzial, ze jest bezpieczny u swojej pani w cieplutkim domku a nie u weterynarza gdzie bylby zestresowany. Jestem pewna, ze kotek mial przepiekne zycie z taka "kocia mama" i gdzies tam za TM nadal cie wspomina : ) Za naszymi kotami bedziemy tesknic dopóki znowu sie z nimi nie spotkamy. Wydaje mi sie, ze Pigus nie chcialby abys zadreczala sie tym co mozna byloby zrobic, chcialby zebys dobrze go wspominala i o nim pamietala. Sciskam mocno, bo wiem co przezywasz.
Obrazek
Pikuś 2006-2017r. 13:25 na zawsze w moim sercu (*)

Danera

Avatar użytkownika
 
Posty: 67
Od: Sob sty 28, 2017 11:50

Post » Sob lut 25, 2017 11:50 Re: Śmiercionośna choroba?

Dziękuję za te słowa, przynoszą mi ukojenie. Ja myślę głównie o tym, dlaczego nie poszłam z nim do weterynarza, kiedy zaczęły się te tzw "krowie" kupki, po jedzeniu. Czemu nie kliknęłam w internet, przecież siedzę codziennie, i z objawów wyszło by że to trzustka. Wiem, że to podstępna choroba, że Piguś miał, jak objawy wskazywały, zepsutą, że nie wytwarzała enzymów. Ale by wtedy dostawał te enzymy, a nie tylko enterol, glutki siemienne, węgiel i Essentiale vorte. I by przyswajał jedzenie. Nie wiadomo na jak długo, bo jak wynika z wszystkich wpisów, to podstępna choroba, trzustka by w przyszłości ciągle "się odzywała" i efekcie stan by się pogarszał. Fakt, poprawiały się trochę "kupki", i zwodził mnie jego bardzo dobry apetyt, do końca, ale teraz dopiero wiem, dlaczego tak ze smakiem jadł, ale może i to jedzenie które uwielbiał, mu szkodziło, jego ukochane surowe serce wołowe. Dlaczego byłam taka głupia i nie myślałam - to mnie gnębi najbardziej. Jak powiedziałam weterynarz o tych objawach, nie wspomniała nic o trzustce, a były już wyniki krwi i jednak można było się czegoś doszukać, a nie tylko że to może robaki,i odrobaczanie, a może fib, cukier dobry, wątrobowe też, a wczasie kroplówki jakby trochę żółtaczka. Przed kroplówką całkiem sprawny, choć chudziutki. I nie było widać objawów zapalenia trzustki, poza lekkim chudnięciem i nastroszeniem włosów, ale to stało się już w dzień odejścia Teosia, z którym był mocno związany, spali zawsze razem, chodzili ramię w ramie, nieodłącznie,potem Julcia za którą nie przepadał. Tym tłumaczyłam jego gorszą kondycję, a to trwało 1 1/5 roku.
Tym niemniej Twoje słowa są dla mnie balsamem, bo bardzo mnie dręczyły te objawy przed zaśnięciem, myślałam potem, że może trzeba było otworzyć okno, opatulić go jeszcze bardziej i wpuścić świeże powietrze, by doszło do płuc. Jak to dobrze, że jest to forum, bo w domu nie bardzo rozumieją moją rozpacz i tęsknotę za nim.
Też bardzo współczuję, że odszedł twój Pikuś, rzeczywiście, podobne imiona. Mój był biały, z paroma czarnymi łatkami, na boku w kształcie kotka, nad okiem, a ogonek przepiękny, czarny z białą obrączka przy końcu. W szpitalnym schronisku był podobny, 2 letni z chorą łapką, czekali na pieniądze, by ją operować, telefonicznie sugerowali 6 letnią grubcię po przejściach (pisałam, oddana do schroniska po śmierci właściciela, sprzedaniu domu przez spadkobierców, 6 razy rodziła, po operacji ropomacicy i sutków, oczko z bielmen po katarze). Po przyjeżdzie do schroniska ten biały kocurek jak Piguś, nawet obrączka na ogonku, nie mogłam patrzeć, a Grubcia teraz Misia mniej szans na adopcję, wnuczka, wnuk i synowa zaraz Misię przytulili, ta .....i pojechała. Myśle teraz co zrobić, by pieniądze na białego się znalazły i łapkę zreperować. A Misia, jak z opisu wynika, fajna, troszeczkę za pękata, bardzo gęste futerko szaro bure z czarnymi pręgami, rudawe na dole, pyszczek słodki i oczko, jak oznajmiła wnusia Lena jak patrzeć z boku to gdzieś tam prześwituje zieleń, ale niewidome. Ladniutka jest, tylko taka spokojniutka, wycofana, ale u nas jej się podoba, Julcia trzchę syczy, ale wąchają się noskami, nawet 50 zm obok śpią i Misia dzisiaj ją zaczepiała do gonitwy. Więc będzie dobrze, choć w schronisku mówili, że Julci będzie lepiej z temperamentnym kocurkiem do figlów i gonitw, a tu nagle kluseczka Misia też chętna. Julcie, która sobie pozwalała co nieco z Pigusiem, do niej czuje respekt, wyczuwa że Misia ma o wiele bogatsze życie, jest łagodna ale dostojna i nie można nią pomiatać.
Rozpisałam się, chaotycznie,ale jak to dobrze, że są ludzie, którzy rozumieją co czuję. A przede mną teraz trochę pracy, organizacja wystawy i 40-lecie pracy twórczej, tydzień owocny, wystawy innych, działalność w ZPAP a jeszcze te wszystkie sprawozdania finansowe,księgowość, bo oprócz mnie nikt z artystów na tym się nie zna. A dzisiaj trochę oddechu, wnuki zajęte, syn pracuje, wnuczka wyjechała, mąż na olimpiadzie (czy zdąbędzie medal) a dwaj pozostali w USA i na wyspie kanaryjskiej. Pozdrawiam wszystkich.

gryficzanka49

 
Posty: 55
Od: Wto lut 21, 2017 23:24

Post » Sob lut 25, 2017 21:18 Re: Śmiercionośna choroba?

Gryficzanko, Twoja rozpacz i poczucie winy przypominają moją rozpacz. Ty Tuliłaś Pigusia do ostatniej chwili, a mój Czesio odchodził w zimnym mieszkaniu, samotnie.
Cały czas tylko myślę, że może Nokia była obok. Rozpaczam najbardziej po Nokii, bo była to moja przyjaciółka, Czesio był naszym synkiem.
Czekam aż to cierpienie minie. Nie wiem czy to żałoba, czy już depresja. Pojawiają się myśli samobójcze, brak zainteresowania czymkolwiek.

Płaczę, dostaję spazmów, wołam je na głos, udając, że są. To chyba już nie jest zdrowe. Jestem tak zmęczona psychicznie a przez to fizycznie, że w piątek nie podniosłam się z łóżka i nie poszłam do pracy. Powinnam zgłosić się do mojej byłej terapeutki, albo znaleźć kogoś nowego. Tylko nie mam pieniędzy na terapię. Nie chciałabym też trafić do szpitala psychiatrycznego. Poza tym mam te nowe kotki. Ale nie jest to żadne przywiązanie póki co. Więc nie do końca mi zależy.
Nie sądziłam, że kiedykolwiek będę w takim stanie. 5 lat temu miałam potężny kryzys, który zakończył się próbą samobójczą i wielomiesięcznym pobytem w szpitalu psychiatrycznym i ciężką depresją. Wtedy też straciłam kogoś, ale nie była to tak ważna więź jak ta z moim miłościami.

Jestem przekonana, że koty pochorowały się przez Zyzia. Nowego kotka, którego przygranęłam tymczasowo. Jestem na siebie zła, że nie pomyślałam, że kot to może być dla nich ogromny stres.

Dzisiaj znalazłam artykuł o tym jak może wyglądać żałoba po ukochanym zwierzaku.
http://www.koty.pl/porady/art201,jak-po ... -kota.html
Ostatnio edytowano Nie lut 26, 2017 15:36 przez Mealania, łącznie edytowano 1 raz

Mealania

Avatar użytkownika
 
Posty: 41
Od: Pon sty 30, 2017 20:19
Lokalizacja: Praga Płd.

Post » Sob lut 25, 2017 21:37 Re: Śmiercionośna choroba?

Mealania, myślę, że my jesteśmy zdrowe psychicznie. Tak jak piszą w tym artykule, który przytoczyłaś. Wczoraj byłam na wspaniałym wernisażu, wśród przyjaciół. Z zobaczyłam obrac, na którym był namalowany kot. Inny niż moje. W drodze powrotnej, mżył deszcz ze śniegiem, płakałam w głos. Po powrocie wpatrywałam się w zdjęcie Pigusia z Teosiem, tacy tłuściutcy, zdrowi. I było mi lżej. I też czsem ma nichęć do Julci, że na niego naskakiwała znienacka, a on tego nie lubił. Ale ona chciała się z nim bawić, lubiła go, i czatowała na niego, chciała sie zaprzyjaźnić, a on odbierał to źle. Po odejściu Pigusia na każdy szelest wyglądała, szukała go. I teraz też, choć minął już prawie miesiąc. Myślę, że dla Pigusia był to też stress, ale miał swoje wolne od niej miejsca, na które nie mogła doskoczyć. A choroba tkwiła w nim, nie ona winna że była. Myślę, że i w Twoim przypadku tak było, zbieg okoliczności. Kończę, bo mąż dzwonil na domofon, wraca z Torunia, do usłyszenia.

gryficzanka49

 
Posty: 55
Od: Wto lut 21, 2017 23:24

Post » Nie lut 26, 2017 19:28 Re: Śmiercionośna choroba?

Tak, zbieg okoliczności owszem, ale przede wszystkim moja bezmyślność.
Gdybym w coś wierzyła, to modliłabym się o to, by ten ból minął.

Mealania

Avatar użytkownika
 
Posty: 41
Od: Pon sty 30, 2017 20:19
Lokalizacja: Praga Płd.

Post » Pon lut 27, 2017 8:30 Re: Śmiercionośna choroba?

Moja bezmyślność też. Gdybym poszła z nim do weterynarza wcześniej.......bardzo dobry apetyt mnie zwiódł. Ale to chudnięcie.....Była szansa, do końca życia na enzymach i lekarstwach, nawroty prawdopodobne, ale by żył. I kroplówka, dlaczego nie sprawdziłam, i nie domagałam się, by dostał odpowiednie witaminy. Bo jednych miał za mało, innych za dużo, ale tu mogę tylko mniemać, tylko dlaczego takie po niej załamanie. Stress czy coś innego. Dręczy mnie to moje niedopatrzenie strasznie. Tak jak ciebie, a nic już się nie da cofnąć i to najgorsze. Wszyscy mówią , nie zadręczaj się, czasu nie cofniesz, przecież nie chciałaś źle. A ja sobie nie wybaczę, Misia jest szczęśliwa, dzisiaj gania po całym domu, patrzy przez okno na ptaki, rozpieszczam ją i się juz otwiera, nie jest w schronisku. I tylko znalazła u mnie dom, że odszedł Piguś. Ale ja bym chciała, by to Piguś ganiał.......

gryficzanka49

 
Posty: 55
Od: Wto lut 21, 2017 23:24

Post » Pon lut 27, 2017 11:34 Re: Śmiercionośna choroba?

Mealania, musisz sie podnosic i musisz wychodzic z domu, wtedy gdy jeszcze masz dobry kontakt z rzeczywistoscia. I musisz juz w tej chwili poprosic o profesjonalna pomoc.

niedaleko Ciebie sa takie warszaty/zajecia indywidualne bezplatne
http://centrumpaca.pl/wp-content/upload ... stopka.jpg
tu masz wiecej
http://centrumpaca.pl

Im wiecej zajec tym lepiej, chodz gdzies, odwracaj uwage od czarnych mysli. Pamietaj, ze nastroj to chemia mozgu, im wiecej rozpaczliwych mysli tym twoj nastroj bedzie gorszy. Wez leki i dbaj o odwracanie uwagi od tych rozpaczliwych mysli. Na tym etapie, nie pozwalaj sobie na zapadanie sie w siebie i na depresyjne nastroje, stamtad juz zwykle niedaleko do pelnego zamkniecia sie. A stamtad ciezko wyjsc. Nie poddawaj sie temu. Nie wolno Ci sie poddawac rozpaczy!

wiem, ze nie czujesz jeszcze wiezi ze swoimi kotami, ale jesli ciebie zabraknie one wyladuja w schronisku, wiec walcz o siebie - dla siebie i dla nich. Od juz, od natychmiast...
Obrazek Obrazek
PRZEPRASZAM ZA BRAK POLSKICH ZNAKOW.

Rakea

Avatar użytkownika
 
Posty: 4915
Od: Śro lis 14, 2007 23:56
Lokalizacja: Praga nad Wisłą

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: aania, Blue, Google [Bot], Szymkowa, WendellPlalt, Zeeni i 492 gości