Pisałam 14 maja:
kalewala pisze:I kolejny zonk.
Kotkę w wysokiej ciąży wyrzucono z piwnicy, biedaczka nie ma gdzie urodzić, pomocy - taki telefon.
Jadę tam dziś, może uda się ją złapać - o sterylce aborcyjnej powiem niestety dopiero, jak kotka będzie w samochodzie - boję się „obrońców życia”…
A dalej?
Dalej było zwyczajnie…
Jest piątek 2017.05.12, godz.16.10, jestem na miejscu, jest kot - czarna, grubawa - przy domku na ogrodzonym terenie, chyba ta. Potężnie zasmarkana, z daleka widać.
Jest i pani. Miła, kulturalna, wdzięczna za pomoc, ta kotka taka biedna, taka chora, zasmarkana. Próbowali ją łapać rękami, ale podrapała, pogryzła… Nie pytam kto, dobrze, że chociaż próbowali.
Nastawiamy klatkę przy dziurze w płocie - tam kotka jest karmiona.
Pani woła, kotka podchodzi do dziury, od strony bloku biegnie coś czarne.
*
- Ojej - mówi pani - ona się tego kota boi, ona się nie złapie, ten kot się złapie…
- Złapie się ten kot, zabierzemy, potem będziemy ją łapać - uspakajam.
Jak na zawołanie - kot wchodzi, zamyka, nakrywamy kocykiem, niosę do samochodu, przeganiam do kontenerka - grzecznie przechodzi. Już nie czuje się na siłach przekładać w otwartym terenie, nie ten refleks… Wracam z klatką, stawiamy, kotka wchodzi.
Jest 16.48. Pani zachwycona, wdzięczna, dziękuje, próbuje mi zapłacić…
Dwa koty, wstępnie zarezerwowane jedno miejsce właśnie odpadło - do lecznicy przywieziono większą niespodziewajkę, w kolejnej lecznicy wzdychają, ale przyjmą.
Kotka ciężarna w klatce od razu dostaje zastrzyk, zaspaną wyciągamy do fotki, to drugie do boksu - na oko też kotka, drobna, szczupła. Oba zasmarkane, oba na mój koszt dostaną antybiotyk o przedłużonym działaniu - convenię, kilkadziesiąt zeta na kota…. Zaboli…. Trzeba było wziąć od pani te pieniądze…. Trudno…
*
Wracam, po drodze telefon z lecznicy - drugie to kocurek, młodziutki, niespełna roczny, do odebrania w niedzielę. Kotka też młodziutka - w jego wieku, pewnie rodzeństwo.
Nieco oprzytomniawszy po emocjach - te łapanki, nawet takie łatwe i szybkie, potem szukanie miejsca w lecznicy, jazda z wystraszonymi i często śmierdzącymi kotami - trochę mnie nerwów kosztują - dzwonię do wdzięcznej pani.
- Dzień dobry, to drugie to kocurek, zaraz wróci, zawiadomię, oba bardzo młode.
- Ta kotka to się tu pod blokiem urodziła, we wrześniu. Ale kocurek?
- Może brat z tego samego miotu?
- Niemożliwe - mówi pani.
- A co z tą kotką-matką? Ją też wartoby wysterylizować.
- Ale ona ma już nowe kociaki!
- Jak to nowe? Czemu pani nie zadzwoniła wcześniej, że w ciąży?
- A skąd miałam wiedzieć, że dzwonić?
- A skąd pani TERAZ wiedziała? Ma pani mój telefon od prawie 10ciu lat. Przecież to nie ma sensu, jedną łapać i sterylizować, a druga rodzi… ….
- Proszę panią, ja ma 62 lata, ja sobie nie pozwolę! Ja te koty kilkanaście lat karmię! Żebym wiedziała, że tak pani będzie ze mną rozmawiać, wcale nie dzwoniłabym!
I trzask słuchawki….
W niedzielę odwoziłam kocurka, informacyjnie zadzwoniłam, przypomniałam o tej kotce z kociakami. Usłyszałam suche „dziękuję”. Obdzwoniłam okoliczne karmicielki, bez rezultatu, nic nie wiedzą.
We wtorek pora była odebrać kotkę - pojechałam do lecznicy, zabrałam, dzwonię do karmicielki:
- Jak to, pani chce ją wypuścić? Bez uzgodnienie ze mną?
- Mówiłam pani, że we wtorek odwiozę.
- Mogła pani wcześniej zadzwonić! Jak tak można! Gdzie ona teraz jest?
- W kontenerku w samochodzie, mówiłam, że właśnie jedziemy na Bracką.
- Zabraniam pani jej wypuszczać! Niech ją pani przetrzyma jeszcze tydzień!
- Gdzie? W kontenerku w samochodzie? Mówiłam pani, że kotka wraca we wtorek, że nie mam gdzie jej przetrzymywać.
- Pani jest niepoważna! Pani śmie twierdzić, że pani pomaga kotom? Taka pomoc? Ja sobie tam na panią poczekam!
No mogłam zadzwonić wcześniej, mogłam dzwonić codziennie. Tylko nie ukrywam, że:
a - generalnie nie mam czasu, rozmawiam w zasadzie tylko jadąc samochodem,
b - po ostatniej rozmowie na kolejną ochoty nie miałam,
c - i w piątek, i w niedzielę mówiłam o powrocie kotki we wtorek.
Pani w nerwach i z kontenerkiem czekała na mnie - zabiera kotkę do domu. W pierwszym momencie chciałam jej pozwolić przepakować kotkę, złośliwie - na pewno uciekłaby, ale zrobiło mi się żal kota - może u tej kobiety zostanie? Przepakowałam, oddałam kontenerek:
- A co pani zrobiła z tym drugim kotem?
- Odwiozłam w niedzielę i wypuściłam tu, dzwoniłam do pani.
- Nie przypominam sobie, nikt nie dzwonił.
Wyciągam telefon, pokazują historię połączeń, jest - niedziela po południu. Nieprawda, nie dzwoniłam.
Cóż, jestem złym człowiekiem, nie mam pojęcia o kotach, nie umiem rozmawiać z ludźmi i na dokładkę kłamię.
Bywa?
Bywa…
Tak informacyjnie - żadnego więcej telefonu nie miałam.. Czyli gdzieś w okolicy Spornej - Boya Żeleńskiego lata kotka z kociakami…. I pewnie ktoś z Was będzie miał za chwilę telefon o pomoc.
Ewo_mrau, dopisz - 14 maja - 1 kastracja, 1 sterylizacja - talony, leczenie obu - płatne - czarnuszki z Brackiej