» Pt kwi 28, 2017 21:45
Re: Tygryskowa TRAGEDIA - plazmocytarne zapalenie opuszek
Tygrysek przebywa za tęczowym mostem, gdzie już nic go nie boli.
W niedzielę karmicielka zadzwoniła do mnie, że złapała Tygryska w ręce. Było to bardzo niepokojące. Zimą jak były mrozy próbowałyśmy go łapać do klatki-łapki, żeby przetrzymać go w cieple przez najgorszy czas, ale się nie dał. Pamiętał skubany i nie był głupi jak niektóre kocury, co to wchodzą do klatki byle się nażreć.
Zawiozłam go do lecznicy w poniedziałek i się okazało, że ma bardzo powiększoną wątrobę i jest ogólnie strasznie chudy. Brzuch miał opuchnięty przy ogólnej chudości.
Pani Doktor wstępnie na podstawie usg i badań krwi zdiagnozowała ostre zapalenie wątroby i był leczony w tym kierunku. Przez dwa dni była poprawa. Tygrysek jadł i wydawało się, że będzie już tylko lepiej. Niestety wczoraj nastąpiło totalne załamanie. Temperatura 36 st., hematokryt kwalifikujący do przetoczenia krwi. Dodatkowo jeszcze jakiś płyn się zebrał w brzuchu. Czyli jednak prawdopodobnie jakiś nowotwór.
Gdyby Tygrysek był domowym kotkiem, to na pewno walczylibyśmy dalej. Ale Tygrysek był dziczkiem, który nie rozumiał, czemu trzyma się go w klatce i robi się jakieś bolesne zabiegi.
Mam nadzieję, że Tygrysek jednak mnie źle nie wspomina. W końcu, gdyby nie ja to już jesienią zeszłego roku by go nie było.
A może przeze mnie niepotrzebnie męczył się całą zimę. Może już wtedy trzeba było pozwolić mu umrzeć?