Blue pisze:Jeśli mieszkanie ma taką akustykę że słychać i to w sposób przeszkadzający mocno kota chodzącego po podłodze (nie bawiącego się głośnymi zabawkami) czy wręcz śpiącego z właścicielami (ile kot ma dzikiej aktywności w ciągu doby?) - to tak naprawdę ten kot jest najmniejszym problemem - bo co powiedzieć o dzieciach, dorosłych, normalnie funkcjonujących?
No racja, życie w takim mieszkaniu (a raczej obok) jest koszmarne bo życie domowe generuje dźwięki, jak mieszkałam w podobnym mieszkaniu to (oprócz wspomnianych odgłosów czynności fizjologicznych) słyszałam również o co kłócą się sąsiedzi. Wolałabym nie wiedzieć
.
Blue pisze:Jeśli zaś ktoś ma taki problem - to można sprawę pozałatwiać inaczej niż skargami do spółdzielni - można choćby zaprosić sąsiadów z góry do siebie i zademonstrować z czym jest problem.
Sposób załatwiania pewnych spraw dużo mówi o człowieku.
Prawda, ale to dotyczy obu stron. Wiele osób remontując czy wykańczając kupione od dewelopera mieszkanie zakłada izolacje akustyczne i to całkiem solidne nie mając żadnych skarg sąsiadów. Robi to na wstępie, dla własnego komfortu.
Ja bym np. nie chciala by sąsiad słyszał każde moje - za przeproszeniem - pierdnięcie.
Mam dom w którym nawet rury są wygłuszone by nie budzić bliskich korzystaniem z sanitariatów.
W blokach deweloperzy mają to w d... podobnie jak resztę. A i ludzi jakoś słabo takie rzeczy obchodzą bo jak widać nie drążą tych kwestii przy zakupie.
Blue pisze:Jeśli w mieszkaniu są dwie osoby z których jedna mówi że nic nie słyszy (a nie jest głucha) a druga szaleje, skargi pisze że jej koty przeszkadzają (a więc muszą być przewlekle uciążliwe, hałasujące godzinami) - to mi się czerwona lampka zapala.
No masz rację, może baba przesadza, swoją drogą w spółdzielni powinni mieć podgląd bo jeśli na każdego sąsiada składa donosy to może być coś z nią nie tak.
Partner faktycznie może mieć niedosłuch, choćby jednostronny, wiele osób ma, tego w rozmowie nie poznasz, a sprawia, że są odporniejsi na dźwięki zwłaszcza w nocy.