Agresywny Ragdoll

Witajcie,
to mój pierwszy wpis tutaj, więc jeśli, pomimo dobrych chęci, wątek zamieściłam w nieodpowiednim dziale, proszę o wyrozumiałość.
Mamy problem z naszym ragdolkiem. Kot ma obecnie rok i trzy miesiące i jest z nami równo rok. Kotek, pomimo rodowodu, nie wpisuje się we wzorzec swojej rasy... Nie jest zupełnie kolankowcem, nie łaknie bliskości ani dotyku swoich właścicieli. Zaczynam mieć obawy, czy w trakcie pobytu w hodowli był odpowiednio wprowadzany w tryb życia z człowiekiem, brany na ręce etc.
Z początku, wiadomo, młodziak był wystraszony (miał ponad 3 miesiące, gdy do nas trafił), stopniowo zapoznawaliśmy go z nowym mieszkaniem, nami, ale nie robiliśmy tego na siłę, bo sam był niechętny i pełen obaw. Obecnie, pomimo sporego stażu naszej znajomości kot wciąż jakby nie do końca się zaaklimatyzował. Lubi przebywać z nami w jednym pomieszczeniu, wręcz za nami chodzi, ale zdecydowanie na higieniczną odległość. Przykładowo kładzie się na drugim końcu kanapy lub w pewnej oddali na podłodze. Nie lubi być brany na ręce, nie lubi być głaskany (poza porankami, wtedy jest przylepą - ale na krótko), gdy np. moja ręka zawędruje za daleko, tj poza obszary pyszczka, karku, kot bez skrupułów atakuje. Nie jest to sygnał, pokazanie "tu nie lubię", tylko atak z pełną siłą. Zaczęliśmy więc obserwować ruchy ogona, plecków i odpuszczamy, gdy kot zaczyna się denerwować, niecierpliwić... Odwracamy od niego uwagę, ale nagle mija 30-120sek i kot nas znienacka atakuje pełnym uzębieniem. Dochodzi do momentów, kiedy boimy się do kota zbliżyć, np. przesunąć nogę na kanapie, gdy leży akurat obok, bo zaraz znów zbierze mu się na złości.
Zaobserwowałam nawet, że, w przeciwieństwie do moich kotów w domu rodzinnym, ten nie zostawia nigdy zapachu na meblach, nie ociera się o nogi, o nic. Jakby ciągle żył w obcym sobie domu, czuł się niepewnie, niestabilnie i stale zaalarmowany.
Bardzo kochamy naszego malucha, chwile, gdy zbiera mu się na miłość, doceniamy jeszcze bardziej. Widzę jednak, że nie tylko my, ale chyba i on na swój sposób się męczy. W końcu ile można żyć w takim stresie.
Zastanawiamy się nad skonsultowaniem ze specjalistą, jednak wpierw jestem ciekawa, czy może istnieją inne, bardziej domowe, sposoby do wypracowania relacji z kotem? Nie oczekuję cudów, chcę, by wreszcie nam zaufał. Na pewno robimy coś źle i możemy to zmienić.
Słyszałam, że niekiedy na uspokojenie, zyskanie kociego spokoju ducha, podaje się kotu 3-4 krople waleriany, by kot nieco "oklapł", aby wtedy się móc do niego bardziej zbliżyć i bez drapania pokazać mu, że człowiek i sam dotyk mogą być naprawdę miłe. Brzmi to też jednak dość nie fair wobec zwierzęcia i mam pewne obawy wobec takich sposobów.
Będę ogromnie wdzięczna za jakąkolwiek pomoc.
to mój pierwszy wpis tutaj, więc jeśli, pomimo dobrych chęci, wątek zamieściłam w nieodpowiednim dziale, proszę o wyrozumiałość.
Mamy problem z naszym ragdolkiem. Kot ma obecnie rok i trzy miesiące i jest z nami równo rok. Kotek, pomimo rodowodu, nie wpisuje się we wzorzec swojej rasy... Nie jest zupełnie kolankowcem, nie łaknie bliskości ani dotyku swoich właścicieli. Zaczynam mieć obawy, czy w trakcie pobytu w hodowli był odpowiednio wprowadzany w tryb życia z człowiekiem, brany na ręce etc.
Z początku, wiadomo, młodziak był wystraszony (miał ponad 3 miesiące, gdy do nas trafił), stopniowo zapoznawaliśmy go z nowym mieszkaniem, nami, ale nie robiliśmy tego na siłę, bo sam był niechętny i pełen obaw. Obecnie, pomimo sporego stażu naszej znajomości kot wciąż jakby nie do końca się zaaklimatyzował. Lubi przebywać z nami w jednym pomieszczeniu, wręcz za nami chodzi, ale zdecydowanie na higieniczną odległość. Przykładowo kładzie się na drugim końcu kanapy lub w pewnej oddali na podłodze. Nie lubi być brany na ręce, nie lubi być głaskany (poza porankami, wtedy jest przylepą - ale na krótko), gdy np. moja ręka zawędruje za daleko, tj poza obszary pyszczka, karku, kot bez skrupułów atakuje. Nie jest to sygnał, pokazanie "tu nie lubię", tylko atak z pełną siłą. Zaczęliśmy więc obserwować ruchy ogona, plecków i odpuszczamy, gdy kot zaczyna się denerwować, niecierpliwić... Odwracamy od niego uwagę, ale nagle mija 30-120sek i kot nas znienacka atakuje pełnym uzębieniem. Dochodzi do momentów, kiedy boimy się do kota zbliżyć, np. przesunąć nogę na kanapie, gdy leży akurat obok, bo zaraz znów zbierze mu się na złości.
Zaobserwowałam nawet, że, w przeciwieństwie do moich kotów w domu rodzinnym, ten nie zostawia nigdy zapachu na meblach, nie ociera się o nogi, o nic. Jakby ciągle żył w obcym sobie domu, czuł się niepewnie, niestabilnie i stale zaalarmowany.
Bardzo kochamy naszego malucha, chwile, gdy zbiera mu się na miłość, doceniamy jeszcze bardziej. Widzę jednak, że nie tylko my, ale chyba i on na swój sposób się męczy. W końcu ile można żyć w takim stresie.
Zastanawiamy się nad skonsultowaniem ze specjalistą, jednak wpierw jestem ciekawa, czy może istnieją inne, bardziej domowe, sposoby do wypracowania relacji z kotem? Nie oczekuję cudów, chcę, by wreszcie nam zaufał. Na pewno robimy coś źle i możemy to zmienić.
Słyszałam, że niekiedy na uspokojenie, zyskanie kociego spokoju ducha, podaje się kotu 3-4 krople waleriany, by kot nieco "oklapł", aby wtedy się móc do niego bardziej zbliżyć i bez drapania pokazać mu, że człowiek i sam dotyk mogą być naprawdę miłe. Brzmi to też jednak dość nie fair wobec zwierzęcia i mam pewne obawy wobec takich sposobów.
Będę ogromnie wdzięczna za jakąkolwiek pomoc.