Oj, Piotruś, mam nadzieję, że nie zlekceważyłeś tego "pilne". Teraz mogę i ja coś podpowiedzieć, więc jeśli jeszcze nie wiesz, od której strony podchodzić do kardiologów, to daj znać.
Zeszły tydzień był całkiem niezły, Wkierka leczy złamania miednicy, łapa zostaje, tu się uspokoiłam.
Potem Kruszynka pojechała do własnego Domu, wreszcie się doczekała kochana kicia.
A potem zrobiło się źle. Sanka umarła. Znalazłam ją w kilka minut po śmierci, jeszcze cieplutką. Bez śladu cierpienia, na szczęście, chyba po prostu przewróciła się i musiało być szybko po wszystkim. Spodziewaliśmy się, że staruszka nie będzie żyła długo, obawialiśmy się przerzutów guza, ale to było za szybko i zbyt nagle. Smutno i pusto bez niej. Wciąż czekam na jej tubalny szczek w ogrodzie...
A środa była upiorna. Mój Malutki przegrał z nowotworem kości. Dostał rok życia po amputacji łapy, ale we wrześniu były już przerzuty do płuc. Małego było coraz mniej i mniej. Ostatnie tygodnie walczył dzielnie, całe noce wtulał się we mnie, spędziliśmy razem dużo dobrego czasu.
Emilko, jeśli jeszcze czasem zaglądasz na forum i zajrzysz do nas, to po tych wielu latach jeszcze raz dziękuję Ci za takiego wspaniałego Kota. Cudowny charakter, wspaniały kumpel Rudego, z którym już razem śpią pod sosenką.
Malutki uwielbiał wygrzewać się w słońcu, na tym zdjęciu był jeszcze silny i zdrowy, takim chcę go zapamiętać.