Jesteśmy oboje psiarzami, choć aktualnie bez psa. Okazało się, że miłość do psów można bez problemu przelać na kota, zwłaszcza że ten kot wydaje się stworzony do kochania. Nie wiem, jakie były jego losy, czy od zawsze się błąkał, czy może ktoś go wyrzucił, gdy się zestarzał, stracił zęby i zaczął pośmiardywać, choć tu na wsi, podejrzewam, nikt go nigdy w domu nie trzymał. Nie wiem, ile zostało mu życia, ale mam nadzieję, że spędzi je szczęśliwie z nami.
Żeby nie było tak całkiem różowo - przybłąkał się do naszego domku rekreacyjnego w górach. Od ubiegłej jesieni siedzimy w nim niemal non stop, niemniej od czasu do czasu wracamy do Krakowa. Zostawiamy go na maksimum 2-3 dni (na zewnątrz, ma dozownik z karmą, wodę i ocieplaną budkę, którą bardzo lubi), ale pewnie coś z tym trzeba będzie w przyszłości zrobić, bo Kajtuś coraz bardziej przeżywa moment naszego wyjazdu, biega za nami, miaucząc żałośnie i rzucając się nam pod nogi jak Rejtan.
Jeśli chodzi o badania, to zleciłam je na początku. Kajtuś był w złym stanie, miał nogę całą w ropniach, więc był hospitalizowany ponad tydzień, leczony antybiotykami. A tymczasem wyniki krwi wzorcowe, również w kierunku wątroby i nerek. Tylko wysokie leukocyty, ale to przez silny stan zapalny. Tak że odpukać
I oby ten Tolfedine, który teraz bierze, nie zrąbał mu nerek, jak tu powyżej wyczytałam
W przychodni polecali zastrzyki, pewnie są mniej szkodliwe, chyba niepotrzebnie zdecydowałam się na tabletki.
Dziękuję za życzenia i wzajemnie
Oby Mruczek i Kajtuś przestali kuleć.