» Nie maja 14, 2017 20:45
Re: PILNE! panleukopenia/eszukam FELISERIN!!
Szanowni Państwo,
Nikt z Państwa nie zwrócił się do mnie z zapytaniem prywatnym w tej sprawie, natomiast uczestnicy forum bez wyjaśnienia piszą opinie niekorzystne na temat mojej osoby tworząc fałszywy obraz mojej osoby i mojej hodowli.
W hodowlach koty też chorują, a jak trudna jest rasa orientalna można zapytać innych hodowców. Niemniej każdy kot opuszczający mój dom był badany przez lekarza weterynarii i opuszczał dom jako zdrowy. Jedna kotka pojechała do hodowli wraz z wynikami badań i badaniem klinicznym w paszporcie (nota bene czekałam na spłatę rat o dwa miesiące dłużej niż było to ustalone, gdyż jak podała hodowczyni w hodowli jej kocię zmarło i hodowczyni nie była wypłacalna finansowo). Ponadto każdy hodowca wie, że dbając o swoje zwierzęta na hodowli się nie zarabia. Jeśli ktoś z Państwa uważa inaczej, widać na małą wiedzę w tym temacie i małe doświadczenie lub wrzuca wszystkich do jednego worka z pseudohodowlami. Hodowla to jest pasja. A oprócz pasji jeszcze jest życie. Moja sytuacja życiowa, która nagle się załamała z powodu poważnych kłopotów zdrowotnych, nie pozwoliła mi na sfinansowanie kosztownego leczenia kociąt, gdy tego potrzebowały. Moje serce i sumienie nie pozwoliły mi też na to, aby pozwolić kociętom umrzeć tylko dlatego, że koszty leczenia mnie przerosły. Zgodnie z prawem polskim zwróciłam się z prośbą o pomoc w ich leczeniu. Pomagam ludziom od lat, teraz ja potrzebowałam pomocy. Nie planowałam dużej hodowli a jedynie małą, domową. Tylko kilka kociąt sprzedałam i to po niższej cenie. Kilka rozdałam. Kilka zostało ze mną i tym, które są, muszę zapewnić byt. Kiedy zakladałam hodowlę, nie miałam wiedzy z czym trzeba będzie się zmierzyć. Wieloletnia hodowczyni powiedziała kiedyś "przy tej rasie się dużo płacze". I miała rację. Jednak nigdy nie ukrywałam swoich zarówno sukcesów hodowlanych jak i porażek. A to niestety ma miejsce w hodowlach. Dziś za brak zamiatania problemów pod dywan przychodzi mi drogo zapłacić. Zrezygnowałam z hodowli. Niebawem najprawdopodobniej będę poruszała się na wózku inwalidzkim. Przeszłam 10 operacji, w tym 2 przeczepy, mam niedowład obu nóg i podejrzenie stwardnienia rozsianego, czekają mnie endoprotezy stawów. Mój syn jest dzieckiem autystycznym, ostatnio pojawiły się problemy kardiologiczne z powodu których znalazł się w szpitalu, ma również poważne problemy z kręgosłupem. Koszty leczenia są bardzo wysokie. Przed nami ryzyko utraty środków do życia i mieszkania. Dlatego uważam, że jeśli moje koty potrzebowały pomocy, której im w danym momencie nie mogłam zapewnić, to miałam do tego prawo.
Mój kocur jest już wykastrowany. Na kastrację czekają moje dwie kotki. Są dla mnie jednak rodziną i muszę zapewnić im byt. Dlatego nie wstydzę się tego, że te kocięta, które przeżyły, chcę sprzedać jako zdrowe do dobrych domów. Za ten przychód nie pojadę na wczasy. Opłacę opiekę medyczną, sterylizacje, wyżywienie. Mam do tego prawo, a do opieki nad kotami - obowiązek. Pełną odpowiedź wraz z informacjami co do mojej hodowli przekażę do SMK w Żorach, gdyż czuję się jedynie im zobowiązana udzielić wyjaśnień. I nie tylko nie mam nic do ukrycia ale i mam potwierdzenie sytuacji, która mnie dotknęła. Nie uważam aby osoby bez wykształcenia medycznego, nie leczące moich kotow, nawet ich nie widzące, miały prawo diagnozować moje zwierzęta i wystawiać tu swoje opinie tylko na podstawie domysłów, przekreślając cały mój wkład w jak najlepszą opiekę w moje kocięta. Komentarze traktuję jako zniesławienie i informuję, że złożę doniesienie do prokuratury na powyższe wypowiedzi oraz wniosę sprawę z powództwa cywilnego.
Ze względu na dwie opinie dwóch lekarzy skonsultowalam się z profesorem Frymusem. I jest on dla mnie i dla lekarzy autorytetem, więc temat panleukopenii uważam za zamknięty.
Nie będę tu więcej nic komentowała w tej sprawie. Dalsze wyjaśnienia otrzymają Państwo od mojego klubu.
To moja ostatnia wiadomość na tym forum. Boli mnie to, że nikt nie zapytał mnie osobiście. Bo wtedy może zamiast oczekiwania ktoś zapytałby czy może nam jakoś pomóc...