Atta pisze:A właśnie, Kaśki dawno nie widziałam
Jest jest, nie wywaliłam na porządki świąteczne.
Chciałam odnieść się do nagłej śmierci Soni bo dostaję zapytania co było przyczyną jej odejścia
viewtopic.php?f=1&t=165685&hilit=Sonia+odesz%C5%82a Sonia wieczorem nie przyszła do jedzenia ale ona praktycznie nigdy przy mnie nie podchodziła tylko dopiero jak wyszłam. Widziałam ją jak siedziała normalnie na tylnych nóżkach pod łóżkiem i patrzyła kiedy tylko wyjdę. Rano już praktycznie była we wstrząsie/agonii w budce wiklinowej.
W te pędy jechałam do lecznicy i mało serce mi nie pękło (radochę byś miała pani doktór kardiolog co?)
W lecznicy doktor ją już tylko reanimował a na moje zdziwienie co jej jest, odpowiedział, że odchodzi. Po kolejnych zastrzykach wróciła do żywych i serduszko pod tlenem biło ale coraz wolniej.
Potem mój krzyk do lekarza gdy siedziałam z nią w specjalnym pokoiku, że serce jej przestało bić. Próby przywrócenia jej oddechu nie powiodły się i Sonia odeszła.
Lekarz nie wie co się stało, ale to mogło być wszystko, zator, chłoniak, tętniak, fip.....
Niestety na sekcję trzeba mieć fundusze i w sumie to i tak by nic nie dało, bo Soni życia by nie wróciło.
Żałuję tylko, że na powrót zabrałam ja do domu, żałuje, bo ona była wolnym i bardzo dzikim kotem a ja ten świat jej zabrałam bo szkoda mi jej było.
Dla niej, z jej niewydolnością jelitową ruch był wskazany, żadne zakładanie pieluch nie wchodziło w grę bo ona musiała wydalać kupkę, bo jak wiadomo ona nie miała normalnego odbytu a tylko jego rekonstrukcję po wypadku.
Wbrew oszczerczym wpisom na forum chcę napisać jeszcze, że ta osoba która mnie tak szkaluje mogła ją zabrać do siebie, mogły też inne osoby dać jej dom którego szukała przez 2 lata.
Jeszcze na koniec dodam, że sporo kotów umiera nagle, umiera z dnia na dzień czy z godziny na godzinę(tutaj na forum też) i czy ktoś dopatruje się w tym afery do szkalowania jak to było w przypadku Soni?Krytyka wychodzi najłatwiej, szczególnie krytyka na innych wątkach dla poklasku kółek wzajemnej adoracji.
Następna sprawa szkalowanie mnie, że to niby kiedyś osoba chciała mi pomóc(domyślam się kto jest tak ''miły'') a ja niby pomoc kotu odrzuciłam i po kocie ślad zaginął.
Ludzie opamiętajcie się, nie macie nic do roboty? U mnie na podwórku co jakiś czas pokazuje się jakiś kot i jakbym chciała odławiać każdego kota z podwórka to miałabym już ich ze 100. Kot wtedy pojawił się i potem już go nie widziałam, znaczy miał swój dom. Swoje dokarmiane bezdomne znam bo przychodzą codziennie.