Dostałam urocze wręcz zdjęcia Sushi wlepionego w stopę
i Miso do góry kołami w jego królestwie na szafkach kuchennych Każde dziecko w dzieciństwie marzyło o takim "domku na drzewie" i tak mi się to właśnie kojarzy:
"A z uroczych idiosynkrazji - oba mają swoje manewry z łapkami, które rozczulają. Otóż Miso, kiedy pragnie uwagi, staje przy krześle człowieka, wyciąga się na całą długość, i wyciąga prawą łapkę - i jak się do niego pochylę, to maca mnie tą łapką po twarzy. Zawsze prawą, zawsze delikatnie nią dotyka, przykłada do mojego policzka albo czoła i przez chwilę tak zostaje z tą łapeczką. Można mu nawet przybić piąteczkę (znaczy, czwóreczkę). Misiaczek się komunikuje łapką. Za to Sushi opracował technikę pt. "łapa ostatniej szansy" - ponieważ jest łakomczuszkiem, ciągle go trzeba odstawiać od przygotowywanego jedzenia. No i bierzesz Sushi na ręce, wyciągasz z tej lodówki czy odstawiasz od tego talerza, a tu z szybkością światła wystrzela łapsko i porywa plasterek kiełbasy z kanapki. I Sushi triumfalnie odjeżdża ze zdobyczą. Jeśli chodzi o jedzenie, Sushi ma refleks niesamowity W ogóle, jak mu zależy, to potrafi - na przykład ostatnio specjalizuje się w muchach, które wcale nie są łatwym łupem, bo też mają refleks; jednak Sushi potrafi muchę załatwić w parę sekund. W ogóle latem dieta naszych kotów składa się w 70% z ciem i much. W sumie dobrze, że nie mamy ogrodu, a w nim na przykład karmnika dla ptaków; do zimy nie zostałaby ani jedna sikorka."
Sushi zawsze gryzł człowieka w nos i to mu zostało "Skubany moją mamę dopadł w czwartej sekundzie od wzięcia na ręce, od razu chaps w nochala. Gryzilepek jeden. Cudowny jest "
Ja też. Szczególnie z opisu techniki "łapa ostatniej szansy" Ms_F opisuje ją tak ,że widzę dokładnie całą sytuację jak na filmie. No cóż język lingwisty
Z życzeniami świątecznymi napisała też Mea Z tym,że królowa jest tylko jedna i nie będzie przecież wystawać pod choinką. W niemowlęcym łóżeczku przecież najwygodniej i każdy to wie Oprócz niemowlaka
Wczoraj dostałąm tragiczną wiadomość. Te chlory nie upilnowały Zuzki- suńki,która tam była. Trzy dni temu zabił ją pociąg Serce mi pękło na tysiąc kawałków. Dbałam o nią jak mogłam. Na odległość. Cieszyła się jak przyjeżdżałam. Biegła,witała.Odrobaczałam,woziłam gotowanego urczaka z ryżem. Kupiłam jeszcze we wrześniu nowiutką obróżkę czerwoną,by na czarnej suni była widoczna. Wysterylizowałam,zaszczepiłam. Chciałam zabrać,ale nie dawali. Poza tym Zuzia nienawdziła zamknięcia i bycia bez człowieka. Niszczyła bardzo. Zabrałam do adopcji jej 3 dzieci.Jej nie uratowałam. Jest mi bardzo ciężko. Łzy leją się po policzkach, Są tam jeszcze 3 nowe psy i 3 wykastrowane koty. Bezdomni chleją i nie pracują . Jedyny starszy dziadek w miarę ogarnięty. To on mnie poinformował,że Zuzki już nie ma. Oni przyjmują to jak bułkę z masłem .Ja nie mogę się pozbierać...Tak bardzo boli...