Jestem po odwiedzinach u Dyzia.
Zawiozłam mu worek karmy, ale się chyba w łaski nie wkupiłam, bo mnie potraktował jak powietrze.
Widziałam go trochę - siedział sobie za wersalką przytulony z kotką karmicielki. Bez większej paniki, nie zwiewał, ale rzucił na mnie okiem czy aby na pewno nie mam zamiaru mu przeszkadzać.
Gdyby nie łyse boki to pewnie bym się nie zorientowała z którym kotem mam do czynienia ( karmicielka ma ich trochę i to we wszystkich kolorach, więc się można pomylić). Zmienił się nie do poznania.
Dyzio jest piękny. Bardzo piękny.
Zgrabny czarny młodzieniec o ślicznej główce.
Spojrzał na mnie tak dumnie że nie mogłam uwierzyć , że to ten sam wypłosz którego wtedy woziłyśmy do kliniki.
Dyzio teraz jest dumnym kotem. W dodatku kanapowym.
Bardzo dobrze w tej kwestii dogadał się z kotami karmicielki i zawsze znajdzie sobie towarzystwo do przytulania i wylegiwania się.
No i do psot oczywiście
A w domu karmicielki jest w czym wybierać. Dyzio mieszka w sporym stadzie kocim i bardzo ładnie się dogaduje. Do stada i na dokocenie będzie jak znalazł