W Kapitana od kilku dni coś wstąpiło i nie mogę za nim nadążyć. O rety co on wyrabia!!!
Po pierwsze z dziką pasją atakuje moje kwiaty.
Nie chce im odpuścić. Mniej ważne okazy już zniszczył, a teraz jest na etapie atakowania tych ważniejszych, które przed nim ukryłam. Znaczy...wydawało mi się że to zrobiłam.
Urósł i już nie jest kotkiem, dla którego trudem jest wskoczenie na wersalkę. Teraz fruwa jak lotopałanka zaskakując mnie coraz bardziej. I kiedy wydaje mi się że dałam rzeczy w miejsce totalnie niedostępne on robi sus i już tam jest....
Władował mi się do mojej jedynej szafki z bibelotami i spadł z niej wraz z całym szkłem... Potłukły się moje kolekcjonowane latami figurki, szkiełka i porcelana, które tak chowałam i nie używałam bo mi ich szkoda.
Nawet się tym nie przejął, spojrzał na mnie, zrobił swoje żabie RRRAAAU i z zadartym ogonem pogalopował dalej.
Kilkadziesiąt razy zrzucił z wysoości moje kwiaty, a wczoraj dopadł bukiet kocimiętki, wodę wylał na dokumenty, a ziele zjadł z apetytem
Resztę dnia więc chyba był pod wpływem...
Parę dni temu dobrał się do śmietnika i ..wsadził głowę w puszkę, która miała wyschnąć przed wyrzuceniem. Myslałam, że umrę z przerażenia, a dla niego to była świetna przygoda.
Z oknami uważam jak nie wiem, bo sekunda nieuwagi i on już leci. Na korytarz wybiegł milion razy. Nie ma go i nagle torpedaaaa i się pojawia.
Raz otworzył też sam balkon ale na szczęście tak bardzo był zajęty bawieniem się zabezpieczeniem, że nie zauważył. Za to ja idąc z zakupów zauważyłam, że u mnie się wietrzy na całą szerokość i myślałam że umrę.W związku z tym odkładam sobie kasę na lepsze moskitiery z grubszej aluminiowej siatki, bo to za wielki dla mnie stres...
A przedwczoraj w nocy zaatakował mnie we śnie i próbował odgryźć mi paznokieć (odkąd zrobiłam sobie żele to fascynuje się szaleńczo moimi dłoniami). Tak mnie użarł, że myślałam,że zwariuję. Skąd w tym wesołym dzieciątku tyle furii żeby dla frajdy przegryźć grubą utwardzoną warstwę, prawdziwy paznokieć i jeszcze skórę
. W związkui z tym od kilku dni chodzę z obolałym paluchem odkażanym non stop i z przerażeniem patrzę na zbierającą mi się tam ropę wspominając jak to moja karmicielka została ugryziona i miała palec jak balon aż trafiła na SOR...
i ja się dziwię że nie ma na niego chętnych...