Tak, wspomniała.
I mówiła o tym bardzo dokładnie, w szczególności, że Ludwik miał ostatnio problemy z nerkami.
Właśnie robię rozpiski na ścianę.
Wracają wszystkie meble do domu, bo wetka mówiła, że nie należy mu ograniczać ruchu. Ma zachowywać się tak jak przed tym incydentem. Inaczej nie zauważymy czy coś anormalnego się nie dzieje.
No i w razie potrzeby mamy też przepisany zastrzyk z furosemidu, gdyby koteł dostał takiego ataku jak ostatnio. Pytała czy umiemy robić zastrzyki, a ja właśnie w pokrewnych medycyny siedzę, więc nie powinno być z tym problemu. Jeszcze zainwestujemy w namiot tlenowy. Wiadomo, całkiem inaczej w domu, a co innego znowu go zostawić w klinice. Mówiła, że płucka jeszcze tak nie do końca, ale już jest czyściej. Może jeszcze się destabilizować i mamy nie panikować. Właśnie wracając dziś koteł zaczął ziajać, miauczeć i szybko oddychać, ale wyszliśmy tylko z auta i już się uspokoił - pewnie przez gorąco i stres.