Patmol, a widzisz różnicę między wywaleniem psa na ulicę, a rozwiązaniem umowy adopcyjnej ze zwrotem kota?
Które to rozwiązanie zresztą jest jednym z warunków umowy (opiekun nie porzuci, ale zwróci do - w tym wypadku - dt).
Gdybym znalazła wyadoptowanego przeze mnie zwierzaka biegającego bez nadzoru po ulicy, to właściciel dostałby wypowiedzenie umowy i wezwanie do sądu, a nie zrzeczenie do podpisania się. Jednak nie o takiej sytuacji mówimy - nie każde zrzeczenie się będzie porzuceniem. Zrzeczenie się bez zapewnienia opieki jest porzuceniem (zresztą z dokumentu wynika, że porzucenie nastąpiło najpierw, a pan się zrzekł, żeby mu urząd dupy nie zawracał i nie ciągnął do odpowiedzialności za zagryzione kury), a zrzeczenie się z jednoczesnym przekazaniem opieki porzuceniem nie jest.
Przy okazji zacytuję cały cytowany przez Ciebie akapit, żeby nie było wątpliwości (ze zlikwidowanym nadmiarowym enterem):
W sprawie spełniona została przesłanka polegająca na porzuceniu psa przez właściciela, ponadto zachodziła również sytuacja niecierpiąca zwłoki, ponieważ pozostawienie psa biegającego bez nadzoru po terenie miejscowości W. w sposób niebudzący wątpliwości stwarzało zagrożenie nie tylko dla mieszkańców ale przede wszystkim zagrożenie dla życia i zdrowia samego zwierzęcia, które narażone było na potrącenie, czy przejechanie przez pojazd mechaniczny, osłabienie z powodu głodu, czy pragnienia. Na uwadze należy mieć również treść notatek służbowych sporządzonych przez pracowników Urzędu Miejskiego w dniu [...] r. z których wynika, że E. M. groził, że jeżeli pies nie zostanie mu odebrany, to go zabije. W ocenie Sądu powyższe groźby niewątpliwie również stanowią realne zagrożenie dla życia zwierzęcia.
Co do przeniesienia własności, to niekoniecznie ono następuje - zależy jak jest skonstruowana umowa.
Koty w moim dt są kotami bezdomnymi, więc nie jestem ich właścicielką.
Idąc dalej - nie mogę przekazać (darować) własności czegoś, czego nie mam. Natomiast sprawuję opiekę i tę opiekę przekazuję w umowie (btw., moja umowa nie nazywa się umową adopcyjną, a właśnie umową przekazania zwierzęcia pod opiekę).
Dlatego też zrzeczenie opiewa na prawa do kota (jakie by one nie były), a nie na samego kota.
Jak odbieram kota od osoby obcej, tj. kota nie wyadoptowanego przeze mnie, to także podpisuję zrzeczenie wszelkich praw, bo nie wiem, jakie one były - dodaję tylko do treści oświadczenie, że ta osoba ma prawo do takiej czynności i, oczywiście, likwiduję przypisek o rozwiązaniu umowy. Jeśli dostałabym kota od kogoś, kto nie jest jego prawnym właścicielem/opiekunem, to po pierwsze - ja jestem kryta, bo zostałam wprowadzona w błąd; a po drugie - i tak bez problemu oddam zwierzę, o ile rzeczywisty właściciel/opiekun udowodni, że nim jest.
O resztę niech się martwią prawnicy, o ile będzie taka potrzeba.
A w przypadku zwrotu z adopcji i rozwiązania umowy adopcyjnej na wniosek właściciela zazwyczaj takiej potrzeby nie ma.
Bo właściciel i tak natychmiast zapomina, że cokolwiek podpisał i miał jakiegokolwiek kota
W sytuacji zwrotu z adopcji na wniosek opiekuna, chodzi wyłącznie o to, aby rozwiązać umowę zawartą na czas nieokreślony i mieć na piśmie, że właściciel/opiekun zrzeka się zwierzęcia (np. do celów przepisania czipa, jeśli trzeba).
Oczywiście można pewnie dopisać masę różnych rzeczy, np. że zrzeczenie następuje na wniosek właściciela, dobrowolnie, zgodnie z p. xxx umowy, etc. Tylko po co, skoro tak naprawdę jest to wyłącznie pisemne potwierdzenie polubownego załatwienia sprawy?
Problemy mogą wystąpić wtedy, gdy następuje jednostronny (z mojej strony) odbiór kota z powodu złamania warunków umowy (np. porzucenia jw.). Ale na taką okoliczność podpisałabym zupełnie inny papier, zapewne po wcześniejszej konsultacji z prawnikiem.