» Pon paź 10, 2016 1:40
Re: Amiś ma koci katar - dom dla Bąbelka pilnie potrzebny
Po 9-ciogodzinnej batalii (sobota-niedziela) z kotłem, z silnikiem kotła i z regulatorem, w trakcie której złamały się 2 kolejne śruby do silnika (a twardość miały taką, jak fabryczna czyli 8.8, to były mocne śruby), nauczyłam się używać palnika gazowego (nie żeby to było bardzo trudne, ale dotąd nie umiałam), przekonałam się, jak twarde potrafią być substancje smoliste kiedy okleją palenisko i tam się przypieką oraz dowiedziałam, że warto przed uruchomieniem urządzeń typu regulator kotła wpierw sprawdzić, czy jego bezpieczniki da się wykręcić. W imię zasady, że mnie nie przydarzają się rzeczy zwykłe, musiałam skuć grubą warstwę zanieczyszczeń z paleniska (próbowaliście kiedyś kuć coś wewnątrz kotła? Zapewniam, miejsca tam jest bardzo mało), dobrze że mogłam pożyczyć od kogoś ten palnik, bo bym odniosła porażkę. Kiedy wreszcie oczyściłam palenisko z tych smół, cały kocioł z pyłów, podajnik i ślimak z pelletu, a całość odkurzyłam specjalnym odkurzaczem do kotłów, po czym uruchomiłam upgrade’owany przeze mnie regulator (jak wspomniałam „fachowiec” z serwisu RTV za nisko wlutował przyciski), usiadłam na worku ekogroszku i… usłyszałam jak ślimak porusza się po raz ostatni. Regulator po prostu zgasł. Nie wywalił korków, jedynie wyłączył się i nie chciał włączyć. Podjęłam więc próbę wykręcenia obu jego bezpieczników. Mhm, nie da się. Zresztą nie wiadomo, czy wymiana bezpiecznika w ogóle by pomogła, w końcu najprawdopodobniej gość z serwisu coś popsuł na płytce sterującej.
Szczęśliwie kocioł wybierałam taki, żeby można było palić w nim drewnem. Szkoda tylko, że to robota głupiego. Można spędzić cały dzień pilnując, kiedy klocek drewna się spali i trzeba będzie wrzucić kolejny. A w każdym razie w sytuacji, w której podpięta do prądu dmuchawa wieje z mocą 100% i można ją co najwyżej wypiąć z prądu. Tym sposobem raz mam odrobinę żaru na ruszcie i muszę wszystko rozdmuchiwać (często własnymi płucami, bo wtedy dotleniam punktowo), a raz prawie przegrzany kocioł, sądząc po parzących grzejnikach, które ustawione są na 4-y z 6-u możliwych poziomów. Palenie drewnem to porażka. Brykiet trochę poprawia sytuację, ale może po tygodniu wyliczyłabym dokładny czas, w jakim jeden walec brykietu się spali i mogła ustawić budzik, żeby co chwilę nie latać i nie sprawdzać.
Zadanie na dziś: kupić nowy regulator kotła.
Amiś ma olejaka cały czas. U niego jest stała temperatura, dopóki nie kombinuję z ustawieniami na olejaku. Ma cieplutko. Ostatnio wysypka na uszach jakby zmalała, chociaż zostało zaczerwienienie. Nadal smaruję Fungiderminem.
Kicha chyba mniej (odnoszę wrażenie, że wyłącznie wysokie temperatury w pomieszczeniu sprzyjają jego zdrowieniu, ani odrobinkę niższe być nie mogą), oczy nieźle, ale wciąż bulgocze nosem. Nudzi się. Chciałam podjąć próbę przemeblowania, ale musiałam powalczyć w kotłowni.
U Alisia ostatnio było dobrze. Miałam nadzieję odwiedzić go w nowym domku, ale jak wyżej: kotłownia.
Odkryłam metodę na wyciszenie Bąbelka. On nie zaśnie niemal na pewno na rękach ot tak, należy umieścić go w nogach i zrobić z polarowego koca taki trochę namiocik, który przykryje połowę ludzkiego ciała i jednocześnie kota. Wtedy Bąbelek przytula się do którejś nogi i idzie spać.
Zaraz znowu sprawdzę, jak się spala drewno a potem pomarzę o prysznicu i pójściu spać...