Dwa tygodnie temu "prześladował" mnie dzik. Chrząkał w zaroślach przez parę dni, w końcu z nich wyskoczył i przeleciał przez drogę, hałasując racicami po asfalcie.
Kilka dni później przebiegł przede mną łoś. Kłusował po "łosiowemu" aż schował się w kukurydzy. Na szczęście to był raczej młody łoś, bo odrobinę większy mógłby spowodować zaburzenia pracy mojego serca.
Dwa dni potem przestraszył się mnie borsuk. Najpierw umykał co sił w kudłatym tyłku, potem szedł moim tropem. Zdecydowanie zagubiony, pewnie zapędził się za daleko.
Na koniec dnia z borsukiem mignął mi lis. Pokazywał się w kolejne wieczory.
Przysięgam że nie mieszkam w chatce na drzewie w środku lasu
Piesa zmęczona upałami, dobrze że jest chłodniej, to się przynajmniej w spokoju może przejść.
Kota na zmianę wietrzy sobie brzuch albo wskakuje na mnie tylko po to, żeby zostawić sierść.
Aliś zaczyna zbliżać się do prawidłowej wagi. Pewnie nigdy mu się tylne nóżki nie wyprostują, a tym bardziej dziwne wygięcie w kręgosłupie tuż za szyją, ale jak dla mnie wygląda raźniej.
Amiś pokonał drapak. Udało mu się go dość szybko zużyć.
Bąbelek jak coś ode mnie chce, to ćwierka. I się ze mną sprzecza, gdy mu odpowiadam, że to jeszcze nie czas (np. na michę).