
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Warbudka-koteczka zabrana spod Warbudu,czyli Budzia szuka spokojnego domku,gdzie byłaby jedynaczką.
Jest dojrzałą,spokojną ok.8-10-letnią koteczką. Odrobaczona,testy FIV/FELV ujemne.

Więcej zdjęć tutaj i w całym wątku

https://photos.google.com/share/AF1QipN ... xSRk5GMzdn
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Dwa koty. Kocurek i koteczka.Warbudek i Warbudka.
Żyły sobie w miarę spokojnie pod budką strażników/ochroniarzy Warbudu. Panów na emeryturze,w większości z wiejską mentalnością.
Czyli w okolicy sterty żwirów,piasków,betonu,betoniarek.
Wiodły los w miarę spokojny (nie licząc przejeżdżających ciężarówek i lisów),choć życie ich różami usłane nie było. Odkąd je odkryłam ,zawsze walczyłam z panami ochroniarzami o czystą wodę dla kotów.Zimą stała zamarznięta bryła,latem breja cementowa. Bo okolicze betoniary rozsiewał cement wokół. Panowie coś tam do jedzenia kotom dawali.Czasem wyrzucałam pieprz i listek laurowy z wlanej kotom zupy.Czasem kości.Ale czasem coś lepszego też się trafiło,bo koty chude nie są. Nawet zrobili im budkę.Ja dostawiłam styropianową z polarem i jakoś było. Suchą karmę dostawały tylko najgorszej jakości,ale za to najtańszą. Jeden pan narzekał też,że odkąd kotka została "styroryzowana" przestała być "tako łowno". Długo nie mogłam załapać o jakie sterroryzowanie chodzi. Aż w końcu jasne się stało,że chodzi o wysterylizowanie

Wszystko było ok,dopóki koteczka nie zaczęła mieć problemów z jedzeniem. Przekładała z dziąsła na dziąsło.Jak zajrzałam do paszczy włosy stanęły dęba nad stanem zapalnym. Oczywiście chętnych do zawiezienia kotki do weta,a już nie mówiąc o pokryciu kosztów nie było.Choć kotka "ich".
Po kilku dniach pojechałam po kocurka. Płakał,nawoływał koteczkę.
Musiałam zabrać. Był brudny jak nieszczęście.W pchłach,kleszczach,cemencie. Długo sie nie domywał,więc pierwszy raz wykąpałam dorosłego kota


To bohater ,roboczo nazwany Warbudkiem

Nosek taki czarny

a po domywaniu zlazła z niego cała skóra,jak po peelingu

mam nadzieję,że to tylko złuszczona tkanka,nie jakaś grzybica itp. Pierwszy raz mam taki przypadek

Poza tym t bardzo fajny,grzeczny miziak

tutaj po kąpieli
