Białaczkowy Lucek [*]

Kocie pogawędki

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Pon maja 28, 2018 20:51 Re: Białaczkowy Lucek [*]

[*] Teraz dopiero przeczytałam o chorobie i śmierci Lucka. Bardzo mi przykro.
„ Istnieją dwa sposoby ucieczki od prozy życia: muzyka i koty. ” (Albert Schweitzer)

Norma0204

Avatar użytkownika
 
Posty: 1085
Od: Wto sie 18, 2015 16:55
Lokalizacja: Gliwice Zabrze

Post » Śro maja 30, 2018 13:50 Re: Białaczkowy Lucek [*]

Pierwsze emocje po śmierci Lucusia opadły,więc dodam tylko,że dr Jagielski się ,jakby to delikatnie ująć,nie popisał :evil: 8O
Zaordynowano chemię,pobrano masę kasy ,a kocina trzy dni potem odeszła...
Cóż ,spodziewałabym się więcej od specjalisty z taką renomą...
I nie chodzi mi o cud,o wyleczenie ,jak się w efekcie okazało,paliatywnego przypadku. Chodzi o danie nadziei zrozpaczonemu właścicielowi,który rozpocząć chciał zbiórkę i 7tyś.na ratowanie koteczki. I chodzi mi o zaordynowanie leków za taką kwotę trzy dni przed śmiercią kota.
Zamiast uspokoić opiekunów i dać im czas na pożegnanie,odejście w spokoju kota,zaproponowano stres o kasę (nie wiadomo,czy udałoby się zebrać bajońską sumę)i walkę ,z góry skazaną na niepowodzenie.

Zawód.Wielki zawód.
Ostatnio edytowano Śro maja 30, 2018 19:47 przez tabo10, łącznie edytowano 1 raz

tabo10

 
Posty: 8086
Od: Nie lip 31, 2011 14:24

Post » Śro maja 30, 2018 13:59 Re: Białaczkowy Lucek [*]

:( strasznie to przykre ...

alessandra

Avatar użytkownika
 
Posty: 26430
Od: Pon maja 07, 2007 13:04
Lokalizacja: Dolny Śląsk

Post » Wto cze 12, 2018 11:04 Re: Białaczkowy Lucek [*]

tabo10 pisze:Pierwsze emocje po śmierci Lucusia opadły,więc dodam tylko,że dr Jagielski się ,jakby to delikatnie ująć,nie popisał :evil: 8O
Zaordynowano chemię,pobrano masę kasy ,a kocina trzy dni potem odeszła...
Cóż ,spodziewałabym się więcej od specjalisty z taką renomą...
I nie chodzi mi o cud,o wyleczenie ,jak się w efekcie okazało,paliatywnego przypadku. Chodzi o danie nadziei zrozpaczonemu właścicielowi,który rozpocząć chciał zbiórkę i 7tyś.na ratowanie koteczki. I chodzi mi o zaordynowanie leków za taką kwotę trzy dni przed śmiercią kota.
Zamiast uspokoić opiekunów i dać im czas na pożegnanie,odejście w spokoju kota,zaproponowano stres o kasę (nie wiadomo,czy udałoby się zebrać bajońską sumę)i walkę ,z góry skazaną na niepowodzenie.

Zawód.Wielki zawód.


Nie wiem czy jest sens kogokolwiek za to winić. Równie dobrze można przyklasnąć w tym układzie pani wet co to zaleciła go od razu uśpić wcześniej, bo nie ciągnęła kasy i nie dawała nadziei.
To bardzo ciężka kwestia ale ostatnim co się powinno robić to pociągać tu za sznureczek "KASA". Fundacja zrobiła zbiórkę z własnej woli, właściciele walczyli do końca, wydaje mi się że wszyscy zrobili maksimum tego co mogli. Każdy wierzył w cud.
Ale często nie da się nic zrobić. Bez względu na to czy robi to specjalista,czy ktoś kto by własne życie oddał za kota.
Nie da się i koniec.
O moich wszystkich białaczkowych podopiecznych ludzie walczyli do końca i włożyli w ich leczenie równowartość własnych domów.
Ale im też się nie udało, pomimo najlepszych leków , specjalistów i największego nakładu kasy.
Już kiedyś napisałam, że gdyby by była szansa na wykupienie życia moich podopiecznych to cena nie grałaby roli.
Ale często możemy tylko próbować i liczyć na cud,a on się zdarzy lub nie.

Luckowi się nie zdarzył.

Tak btw - emocje wcale nie opadły.
Ja tam dalej szlocham i nie mogę zrozumieć, że nie ma już Czarnej Lucynki.
Pamięć o nim nie opadnie mi nigdy, ten kot będzie na zawsze. :placz:

MajeczQa

Avatar użytkownika
 
Posty: 1679
Od: Nie sty 27, 2008 11:16
Lokalizacja: Kraków

Post » Wto cze 12, 2018 11:24 Re: Białaczkowy Lucek [*]

Chyba kompletnie nie zrozumiałaś właściwie tego, co napisałam.
Nie chodzi mi o to,że opiekunowie walczyli i poświęciliby każdą kasę. To,przynajmniej dla większości z nas , na tym forum naturalne zachowanie.Ja też niejednokrotnie wydałam grube tysiące ,by ratować umierającego kota.

Chodzi mi o diagnozę onkologa w przypadku terminalnym. Uważam,że nie powinno się dawać opiekunom złudnych nadziei i ordynować horendalnie drogich terapii zwierzęciu,które umiera w ciągu trzech dni od wizyty. I spodziewałabym się po dobrym specjaliście większej przewidywalności choroby. Kotka była u lekarza 3dni przed śmiercią,czyli stan najprawdopodobniej musiał już być terminalny. Jaki sens pakować w zwierzę drogich leków i szarpać nadzieją opiekunów,uczciwiej byłoby przyznać,że zwierzę odchodzi i dać wszystkim czas na względnie spokojne pożegnanie...

tabo10

 
Posty: 8086
Od: Nie lip 31, 2011 14:24

Post » Wto cze 12, 2018 11:37 Re: Białaczkowy Lucek [*]

tabo10 pisze:Chyba kompletnie nie zrozumiałaś właściwie tego, co napisałam.
Nie chodzi mi o to,że opiekunowie walczyli i poświęciliby każdą kasę. To,przynajmniej dla większości z nas , na tym forum naturalne zachowanie.Ja też niejednokrotnie wydałam grube tysiące ,by ratować umierającego kota.

Chodzi mi o diagnozę onkologa w przypadku terminalnym. Uważam,że nie powinno się dawać opiekunom złudnych nadziei i ordynować horendalnie drogich terapii zwierzęciu,które umiera w ciągu trzech dni od wizyty. I spodziewałabym się po dobrym specjaliście większej przewidywalności choroby. Kotka była u lekarza 3dni przed śmiercią,czyli stan najprawdopodobniej musiał już być terminalny. Jaki sens pakować w zwierzę drogich leków i szarpać nadzieją opiekunów,uczciwiej byłoby przyznać,że zwierzę odchodzi i dać wszystkim czas na względnie spokojne pożegnanie...


Po pierwsze nie kotka a kocur.
Po drugie - skąd lekarz miał wiedzieć że kot za 3 dni odejdzie? Nie sądzę, że którykolwiek lekarz ma taką wiedzę, może podać rokowania najwyżej, a to co zdecydują właściciele jest kwestią ustaleń między nimi.
Został poproszony o pomoc,nie umył rąk i nie powiedział że to nie ma sensu tylko próbował. Nie zaskoczył ich kosztami, nie podsunął rachunku na 7tysięcy nagle i niespodziewanie (btw - skąd informacja o takiej kwocie? o czymś chyba nie wiem....), wszystko było raczej omawiane i planowane. I była nadzieja, bo po wcześniejszych ciężkich epizodach udało się kota postawić na nogi.
Jaki jest sens leczenia ? A właśnie taki, że mając ukochane zwierzę każdy normalny właściciel zrobi wszystko żeby dać temu kotu chociażby półtora miesiąca bez cierpienia jeśli się da.

MajeczQa

Avatar użytkownika
 
Posty: 1679
Od: Nie sty 27, 2008 11:16
Lokalizacja: Kraków

Post » Wto cze 12, 2018 11:48 Re: Białaczkowy Lucek [*]

Lucusiu :placz:
Leczenie nowotworu u kota to jedna wielka niewiadoma. Był przypadek na forum, kiedy kot znakomicie zniósł 6 chemii, guz się zmniejszał, a po 7 chemii kocina zeszła w 3 dni. Sama walcze teraz z chłoniakiem u mojego Bungo. Przeszedł 5 serii chemii tabletkowej, nowotwór znika, ale np. dziś kot ledwo żyje, nie rusza się z miejsca, nie prosi o jedzenie. I nie wiadomo, czy to chwilowe, czy właśnie doszliśmy do kresu kuracji, która kosztowała tysiące, a na którą zdecydowałam się, aby dać koty szansę.
Ostatnio edytowano Wto cze 12, 2018 15:44 przez Bungo, łącznie edytowano 1 raz

Bungo

 
Posty: 12069
Od: Pt lut 16, 2007 0:52
Lokalizacja: Kraków

Post » Wto cze 12, 2018 12:15 Re: Białaczkowy Lucek [*]

MajeczQa, nadal uparcie nie rozumiesz mojego stanowiska. Na tym poprzestanę teraz.

tabo10

 
Posty: 8086
Od: Nie lip 31, 2011 14:24

Post » Wto cze 12, 2018 12:59 Re: Białaczkowy Lucek [*]

Bungo pisze:Lususiu :placz:
Leczenie nowotworu u kota to jedna wielka niewiadoma. Był przypadek na forum, kiedy kot znakomicie zniósł 6 chemii, guz się zmniejszał, a po 7 chemii kocina zeszła w 3 dni. Sama walcze teraz z chłoniakiem u mojego Bungo. Przeszedł 5 serii chemii tabletkowej, nowotwór znika, ale np. dziś kot ledwo żyje, nie rusza się z miejsca, nie prosi o jedzenie. I nie wiadomo, czy to chwilowe, czy właśnie doszliśmy do kresu kuracji, która kosztowała tysiące, a na którą zdecydowałam się, aby dać koty szansę.


Trzymam kciuki.
Dziś jest źle, ale walka trwa,więc jest jutro,które może się okazać wygraną.
Jeśli tylko jest nadzieja warto walczyć.

tabo10 pisze:MajeczQa, nadal uparcie nie rozumiesz mojego stanowiska. Na tym poprzestanę teraz.

Nie rozumiem, bo dla mnie brzmi ono jak stwierdzenie że to nie miało sensu,że wet popełnił błąd próbując leczyć kota ostatnią szansą i że w sumie się zmarnowały pieniądze w kosmicznej kwocie, a kot i tak umarł.
Każdy ma swój punkt widzenia, są tacy co zakładają że kota felv trzeba uśpić na wstępie, bo i tak z niego nic nie będzie.
Dla Ciebie może jest bez sensu podjęcie tego leczenia, ale dla nas danie Luckowi szansy na przeżycie jeszcze chwili bez cierpienia było jak zbawienie. Wszystkie za i przeciw były naprawdę mocno analizowane, setki rozmów z lekarzami i ogromne poświęcenie ze strony jego ludzi,którzy doskonale zdawali sobie sprawę, że nie można robić nic kosztem kota.

Poprzestanie będzie chyba najodpowiedniejsze w tej sytuacji, bo to nie tylko krzywdząca opinia dla lekarza,który chciał podtyrzymać przy życiu śmiertelnie chore zwierzę, ale i bolesne słowa dla właścicieli,którzy czytają ten wątek.

MajeczQa

Avatar użytkownika
 
Posty: 1679
Od: Nie sty 27, 2008 11:16
Lokalizacja: Kraków

Post » Wto cze 12, 2018 13:30 Re: Białaczkowy Lucek [*]

MajeczQa pisze:(...)
Poprzestanie będzie chyba najodpowiedniejsze w tej sytuacji, bo to nie tylko krzywdząca opinia dla lekarza,który chciał podtyrzymać przy życiu śmiertelnie chore zwierzę, ale i bolesne słowa dla właścicieli,którzy czytają ten wątek.


Moja wypowiedź miała w intencji obronę uczuć opiekunów kocurka i ogromne współczucie dla nich,więc nie zapędzaj się ze swoją nadinterpretacją o "bolesnych słowach dla właścicieli", bardzo proszę.
Tematu "krzywdzącej opinii dla lekarza" nie będę zatem rozwijać. Choć mam swoją opinię, potwierdzoną w tym wątku,niestety.
Dla dobra Opiekunów i Kocurka właśnie zmilczę.

tabo10

 
Posty: 8086
Od: Nie lip 31, 2011 14:24

Post » Wto cze 12, 2018 20:03 Re: Białaczkowy Lucek [*]

Bardzo smutne wieści...Strasznie mi przykro, czytałam wątek ...
Kosmici są wśród nas !

agnieszka.mer

Avatar użytkownika
 
Posty: 2881
Od: Pt lut 25, 2011 18:54

[poprzednia]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Blue, włóczka, Wojtek i 221 gości