U nas dzień ładnie, dzień "barowej pogody", więc zwierzaki czasem szczęśliwe, a czasem całkiem nie. Jeszcze nie wypierdzieliły drapaczkodrzewka ani posadzonego kawałka imbiru (ale ten ostatni chyba przekopały, bo o ile pamiętam to nie wystawał spod ziemi.
Cielęcina z gracją wielką odkąd w kuwetkach jest silicon staje przednimi łapami przy kuwecie, tylnymi na brzegu kuwety, po czym całość bez wdzięku przechyla się wysypując sporą część zawartości. Ale tylko tę w pokoju tak traktuje - kuweta przy wejściu jakoś się nie sypie, więc chyba tam inaczej siada. I robaki mamy, więc odrobaczenie stada - żyć nie umierać. I Lara - niedotykalska Lara(gdy człowiek stoi lub za długo na nią patrzy)- otarła przechodząc się o mnie pupą - na szczęście trafiło na gołe ciało. Poleciałam biegiem do łazienki umyć, w pokoju zapaliłam jaśminowe kadzidełko i jakoś przeżyłam. Ale bogowie, jak to śmierdzi!