Moja kotka jest ze mną 7 lat, miała 1 rok jak ją wzięliśmy z adopcji od fundacji, już wysterylizowaną. Jest to kot domowy, czasami latem wychodzący. Przez 4 lata mieszkała z nami w bloku, później wyprowadziliśmy się na wieś, tak jak pisałam czasami tylko latem wychodzi, po pierwsze bo nie zgrała się z moimi psami, po drugie, nie była tego nauczona i boi się "wiejskich" hałasów.
Jula (bo tak ma na imię), jest "moja" albo raczej ja jej. Tam gdzie ja tam ona, mąż siedzi, ja wychodzę ona idzie za mną. Ja ją karmię, czeszę itd.
Dodam, że nic się u nas w domu nie zmieniło ostatnio, jedynie doszło czasami nowe źródło mocnego światła gdy robię zdjęcia, ale bez błysków, tylko stałe światło, Jula już nieraz przy tym była i wszystko było ok.
Wczoraj wieczorem, stałam przy stole robiąc zdjęcia, ona stała przy oknie tarasowym i patrzyła na zewnątrz (roleta była lekko podniesiona). Nagle przeraźliwie miauknęła, jakby ją coś ze skóry obdzierało, obejrzała się na mnie i się biegiem do mnie rzuciła. Ja w popłochu zaczęłam uciekać (wiem jaką kot może zrobić krzywdę i to był odruch). Brzmi to śmiesznie, ale byłam sama w domu, wpadłam do sypialni i się zamknęłam, ona została za drzwiami, ciągle na mnie rozdzierająco się wręcz drząc, jak ja się odzywałam to ona znów. Buczała, prychała, wyła i miauczała. W końcu przestałam się odzywać i zaczęłam kombinować co dalej, bo jakby nie było to byłam jej niewolnikiem. Stwierdziłam, że może odwrócę jej uwagę jakoś ją zabawiając, zaczęłam jej rzucać kulki z papieru, jak tylko rzuciłam to ona burczała. Później się uspokoiła trochę, ja wzięłam śpiwór, przed siebie w razie czego, jakby się rzuciła.
Okazało się, że się schowała do łazienki, więc przymknęłam drzwi, żeby się nie rzuciła bo ciągle jak się odzywałam to miauczała (i nie było to normalne miauczenie). Być może zrobiłam źle i się jeszcze zestresowała, ale się bałam, a musiałam posprzątać w pokoju itd. Więc zrobiła co miałam zrobić, uchyliłam drzwi od łazienki i poszłam spać. Oczywiście Jula się później dobijała do sypialni bo śpi zazwyczaj przy mnie. Wpuściłam ją ok 2, przytuliła się, pomiauczała i poszła spać.
Rano wszystko ok, do czasu aż przyszło mi do głowy żeby jej rzucić papierek, 3 razy pobiegała a za 4 jak chciałam rzucić znów zaczęła na mnie wyć. Niestety (chociaż niektórzy piszą, że tak się robi) wydałam kilka piszczących dzwięków i zajęłam się sobą a ona się schowała. Akurat przyszedł mój Mąż z pracy i usłyszał, że ona na mnie wyje, raz na nią krzyknął i się uspokoiła. Później sobie poszli spać. A ja ciągle czuje niepokój co będzie dzisiaj, do niedzieli jestem z nią sama wieczorem i w nocy i się boję czy znów jej coś się nie spodoba i się rzuci

Zamówiłam przez internet feromony policzkowe do kontaktu, ale wiadomo przyjdą po weekendzie dopiero. W sklepie dzisiaj kupiłam spray z valerianą i kocimiętką, żeby ją rozluźnić, ale nie chce chodzić po domu i się bać własnego kota.
Łatwo powiedzieć, że jak kot atakuje to nie zwracać uwagi, olać go i odejść, ale jak leci do ciebie z zamiarem pogryzienia to co wtedy?
Jak mogę zmienić jej zachowanie teraz i jak się przestać bać?