
Postaram się naświetlić sytuację w miarę szczegółowo i prosić szanowne grono użytkowników o porady, zważywszy na Wasze doświadczenie.
Jestem ojcem obecnie 11-miesięcznego synka oraz "ojcem" 6-letniego kochanego dachowca o imieniu Artu.
Może najpierw o kocie: adoptowany jako 3-miesięczny kocurek z domu, w którym miał dwójkę rodzeństwa i matkę. Szczepiony, wykastrowany, odrobaczany, wyczesany i w ogóle wypieszczony

Z racji liczniejszego grona w dawnym domu, nie potrafi dozować sobie karmy (zjadłby wszystko w każdych ilościach gdyby miał nasypane cały czas), więc muszę mu podawać posiłki o konkretnych porach i gdy się upomni.
Artek jest dość towarzyski i chętnie wskakuje na kolana, czy wsuwa się pod kołdrę, ale od zawsze nie ma cierpliwości do dzieci. Nie wiem, czy jakiejś urazy nie wyniósł jeszcze z dawnego domu (tam były 2 małe dziewczynki). W praktyce wygląda to tak, że gdy zbliża się do niego dziecko (zarówno całkiem małe, jak i kilkuletnie), to w najlepszym wypadku ucieka, a w najgorszym syczy i broni swojego miejsca pobytu. Do bronienia się przystępuje najczęściej w miejscach, w których mu "zbyt wygodnie", by sobie pójść, czyli gdy wyłoży się wygodnie na fotelu, na parapecie lub za jakimś pudełkiem. Niestety dzieci nie rozumieją znaków ostrzegawczych i niezaproszone przystępują do prób dotykania zdenerwowanego kota. Pazurem oberwała już 3-letnia chrześniaczka i mój wówczas 10-miesięczny synek. Na szczęście pazurki staram się na bieżąco przycinać i skończyło się na dość płytkich ryskach na ręce (lecz nadal krwawych).
Synek już bardzo szybko raczkuje i zdecydowanie przymierza się do chodzenia, a więc dotychczas bezpieczne kocie miejsca (niższe półki, krzesła, parapety) pojawią się w zasięgu jego małych rączek. Staramy się z żoną na bieżąco kontrolować sytuację i nie dopuszczać do konfliktowych spotkań, gdy widzimy że kot się nie zamierza nigdzie przemieścić (zabieranie dziecka lub przeganianie kota). Niestety kot jak kot, potrafi pojawić się w mniej spodziewanych miejscach i ostatnio ukrył się na parapecie, gdy mały bawił się na łóżku. Tym razem pazurem oberwała tylko firanka. Jeśli by ktoś pytał, to kot ma przygotowane "schrony" w kilku miejscach, najczęściej w postaci odpowiednio wyścielonej i uchylonej szafy (często korzysta z tych kryjówek, ale tak jak pisałem - nie zawsze). W tych miejscach nawet chodzące dziecko nie powinno go dosięgnąć (jest dość wysoko i głęboko).
Co jeszcze możemy zrobić, by zwiększyć bezpieczeństwo naszego dziecka? Oczywiście oddania kota nie rozważamy i wiemy, że usunięcie pazurów jest niehumanitarne. Znacie jeszcze jakieś metody psychologiczne lub bardziej bezpośrednie (jakieś tymczasowe rękawiczki? głośno myślę...), które mogą sprawdzić się w podobnej sytuacji? Cała sytuacja robi się stresująca i dla nas i dla naszego kota.
Pozdrawiam serdecznie i z góry dziękuję za wszelkie wskazówki i sugestie
