Postaram się w skrócie i z góry przepraszam, że tak z marszu proszę o pomoc, ale naprawdę już jestem w rozpaczy co robić.
Mam dwie kotki w domu, jedna ze schroniska, zabrana jak była malutka, teraz ma 6 lat, druga znaleziona przez ojca, gdy się topiła i była malutka, niedługo skończy 5 lat. Koty żyły w zgodzie przez te gdzieś 4 lata, a koszmar zaczął się gdzieś w styczniu tego roku. Starsza kotka - Alice, została wysterylizowana 2 lata temu, bo jej ruje naprawdę były kłopotliwe i strasznie znaczyła teren ( zwłaszcza łóżka i buty ojca ). Druga nie została, bo jej ruje są wręcz niezauważalne i jest grzeczna ( poza temperamentem, ale to poza tematem ). W styczniu młodsza kotka nagle rzuciła się na starszą ( o ile się nie mylę po tym jak wyrzuciłam ją z pokoju, bo oznaczyła znowu teren - zdarzało się to rzadko jakkolwiek w tamtym czasie ), aż musiała jedna zostać zamknięta w pokoju. W następnych dniach młoda zaczęła rzucać się na Alice, wręcz z zamiarem mordu ( druga się broniła i zaczęła dzielić jej mordercze intencje ), że nie udało się ich rozdzielić, a ja raz z siostrą musiałam jechać do szpitala. Od tego czasu koty zaczęły zostać zamykane w osobnych pomieszczeniach, że widzą się jedynie przez szpary w drzwiach.
Boje się pozwolić im rozwiązać kłótnie po swojemu, aby żaden nie skończył bez oka, ale to najsensowniejsze rozwiązanie, skoro koty nie miały okazji nawet porządnie tego rozwiązać, bo zawsze zostały rozdzielane, a może trzeba im pozwolić, aby jedna zapanowała nad drugą? Weterynarz nic nie chciał pomóc, jednak koleżanka pytała swojego i jej polecił wysterylizować tą młodszą, bo to jest prawdopodobną przyczyną konfliktu, jakkolwiek widzenie w siebie nawzajem wroga może już być między nimi zakorzenione i też poleca kupić feromonowe obróżki. Rodzice niestety nie chcą nic pomóc, sterylizować też nie ( bo kot się zmieni i po co go męczyć ), ale ja już mam dosyć tego zamykania w pokojach, przenoszenia ich jak się zaczną nudzić w jednym czy w nocy wstawania i ich wymieniania. Do tego starsza, wysterylizowana Alice zaczęła ostatnio znowu nieustannie znaczyć teren ( przepraszam, że tak piszę, ale naprawdę aż wręcz zawistnie, bo oznacza najbardziej kłopotliwe miejsca ) i czy może to być wywołane stresem? Jakkolwiek sytuacja w domu nic się nie zmieniła, więc nie wiem jaka jest przyczyna powrotu tego złego nawyku. Moje fundusze też nie są wielkie, bo jestem studentką, ale wolę już wydać te 300-400 zł, jeśli ma to rozwiązać ten konflikt ( czyli jakoś namówić do sterylizacji i kupić obróżki ), chociaż może moi mili kotomaniacy macie inne pomysły jak rozwiązać ten konflikt, aby znów kotki mogły razem przebywać?