Zgodzę się z autorką - podstawą przy panleukopenii jest szybkość działania! Przekonałam się o tym niedawno na własnej skórze.
W kwietniu 2015 r. moje dwa koty (szczepione, niewychodzące) złapały PP. Prawdopodobnie ktoś przyniósł ją do domu "na butach". Ponieważ jednak przeszły chorobę bardzo łagodnie (3-dniowa biegunka to był jedyny objaw choroby) to nikt nie podejrzewał PP. Dopiero wykonane miesiąc później badanie kału przy diagnozowaniu innej choroby pokazało, że koty wydalają jeszcze wirusa, bo niedawno chorowały na PP
Na szczęście u nas nie było tragedii - wszystko dzięki regularnym szczepieniom
Tak się jednak złożyło, że na kilka dni przed Bożym Narodzeniem moi rodzice przygarnęli "kociaka ze śmietnika" (wet ocenił wtedy jego wiek na 8-9 tygodni) - mały miał zaawansowany koci katar (wszedł już na płuca), gdyby nie pomoc mojej rodzicielki nie przeżyłby zapewne kolejnego dnia. Na szczęście udało się go uratować, a ponieważ mama zakochała się w nim zupełnie maluch został z nimi. To był pierwszy kot w życiu moich rodziców :p
Niestety, ja miałam jak najgorsze przeczucia właśnie przez PP moich kotów - rodzice często nas odwiedzali, mieli z nimi kontakt, bałam się więc, że zawieźli wirusa do domu. No i wykrakałam.
Dokładnie w Nowy Rok mama zadzwoniła do mnie z informacją, że mały zwymiotował i dostał biegunki. Od razu wiedziałam co się dzieje - kazałam rodzicom natychmiast przyjeżdżać to mojego weterynarza. 1,5h później byliśmy już w klinice, razem z jednym moich kwietniowych ozdrowieńców.
Pan doktor oczywiście początkowo próbował nas uspokoić, że to nie musi być PP, że mały dopiero co miał koci katar, że był bezdomny i biegunka może mieć różną etiologię. Gorączki praktycznie nie było (lekki stan podgorączkowy). Wymioty i biegunka zdarzyły się tylko raz.
Ale ja wiedziałam, że to PP - możecie to nazwać kobiecą intuicją, po prostu wiedziałam
Na szczęście weterynarza mamy bardzo mądrego i słuchającego co się do niego mówi, a klinika jest bardzo dobrze wyposażona - od razu więc został wykonany test w kierunku PP. Już podczas pobierania próbki wet stwierdził, że to chyba jednak będzie PP ze względu na specyficzny kolor i zapach. Wynik testu okazał się oczywiście
DODATNI (słabo bo słabo, prążek był ledwo widoczny, ale był). W tym momencie pałeczkę przejął weterynarz - natychmiast pobraliśmy krew od mojego kota (nienawidzi mieć pobieranej krwi, ale jakoś się udało - dzielne kociątko moje!) i wsadziliśmy ją do wirówki w celu pozyskania surowicy. Choruszkowi z kolei od razu założono wenflon (szacun dla każdego weta, który na tak chudą kocią łapkę jest w stanie to ustrojstwo założyć
) i pod kroplówkę (NaCl + glukoza). Później podano surowicę (nie patrzyłam ile jej było, chyba 2 ml) w dwa kocie boczki. Odczekaliśmy godzinkę na wypadek wstrząsu czy innej niepożądanej reakcji po surowicy, ale nic złego się nie zadziało (poza tym, że mały po kroplówce zasikał pół stołu
). Potem antybiotyk w pupkę (Synergal), coś na wzmocnienie (Catosal), lek przeciwzapalny oraz przeciwwymiotny.
Efekt?
Już tego samego dnia mały domagał się jedzenia (oczywiście go nie dostał ze względu na ścisłą głodówkę
), a wieczorem kupka była już papkowata i bez śluzu.
Następnego dnia zaczął już sam pić, a w kolejnym dniu zjadł z apetytem całą porcję karmy
(ale kroplówkę utrzymywano mu przez 4 kolejne dni na wszelki wypadek). Biegunka i wymioty już się nie powtórzyły, wysoka gorączka nie naszła ani razu.
Dziś, po 6 dniach codziennego leczenia, kociak został uznany za wyleczonego
Nie wiem co tak naprawdę miało kluczowe znaczenie przy leczeniu malucha - nasza natychmiastowa reakcja już przy pierwszych podejrzanych objawach, surowica mojego ozdrowieńca czy cierpliwa i profesjonalna opieka wetów z naszej kliniki. Podejrzewam, że wszystko to miało równie wielką moc
Z PANLEUKOPENIĄ naprawdę da się wygrać - my z niej wyciągnęliśmy 10-11 tygodniowe kocię świeżo zgarnięte ze śmietnika, które dopiero co wyszło z zaawansowanego kociego kataru. Trzeba jednak reagować błyskawicznie i mieć pod ręką weterynarza, który nie tylko posiada dużą wiedzę, ale także SŁUCHA co się do niego mówi i nie lekceważy przeczucia właścicieli