Już wszędzie szukam pomocy, pomyślałam, że może jeszcze tutaj ktoś poradzi... Mam kotkę, ok 10 lat, sterylizowana, niewychodząca, adoptowana (złapana w wieku ok 4 lat). Zawsze była silna i zdrowa. W maju zaczęły się problemy z gruczołami odbytowymi, niestety poważne (co tydzień albo 2 zapalenia). Byłam u wielu wetów, niektórzy niestety bagatelizowali, choć mówiłam, że u niej to zawsze kończy się zapaleniem, nie jest to zwykłe zapychanie, co się oczyści i po sprawie... Po kolejnym zapaleniu (chwile przerwy były krótkie, czasem nawet nie tydzień) wet zdecydował, że trzeba operować - usunąć gruczoły. Operacja się na początku udała, nie doszło do uszkodzenia zwieracza (choć Dudzia ciężko zniosła narkozę, przez prawie 4 dni nie jadła, była na kroplówkach). Potem doszła do siebie i wyglądało, że będzie ok (załatwiła sie do kuwety). Potem dostała zapalenia miejsc odbytu (przy szwach), z tego wywiązała się przetoka. Potem znów przestała jeść i słabła. Miała podejrzenia: cukrzycy, zapalenia wątroby, zapalenia trzustki, nowotworu naciekowego. Zmieniłam weta, ten obecny jest naprawdę dobry, nie zgaduje, tylko wszystko bada. Dudzia miała zrobione wszystkie mozliwe badania. Wykluczył wszystkie choroby. Okazało się, że nie mogła się załatwić, miała zalegający kał, twardy jak kamień (strach pomyśleć, że wcześniejszy wet na to nie wpadł, choć mówiliśmy, że kot się nie załatwia). Seria lewatyw i udało się. Dostaje żel (nie pamiętam nazwy) który rozluźnia jej kał. Po zapaleniach i przetoce zwęził jej się otwór odbytowy i ma problemy z załatwianiem. Wydawało się, że będzie dobrze... ale...
Znów zapalenie odbytu, potem zatwardzenie i brak wypróżnienia, przez 4 dni NIC nie zjadła


Na szczęście wypróżniła się w niedzielę w nocy. W poniedziałek zaczęła troszkę jeść... Teraz czekamy, czy uda się i nie dostanie kolejnego zatwardzenia, bo wtedy już nie będzie ratunku

Przepraszam za objętość posta, chciałam opisać wszystko, jak to przebiegało Na dzień dzisiejszy wet powiedział, że lepiej nie będzie, po tym żelu kotka nie czuje jak się załatwia, po prostu wszystko z niej wypada tam, gdzie stoi akurat, ale to najmniejszy problem, w ogóle nie problem, żeby tylko mogła przeżyć i żyć bez cierpienia... Może ktoś słyszał o jakimś przypadku, ma jakiekolwiek pomysły...? Czy u kotów mozliwe jest w ogóle np założenie stomii...? (o to konkretnie jeszcze weta nie pytałam, zapytam przy najbliższej wizycie)