Było to tak: Margot(mój kociak, miał być Eddy ale został Margot) wydawał mi sie jakiś taki dziwnie spokojny. Od czasu do czasu wymiotował żółcią. We wtorek poszłam do weterynarza, od razu jak zauważyłam objawy. Pod kroplówkę, kilka zastrzyków. Kilka godzin potem sie poprawiło. Środa i czwartek przeszły normalnie. W piątek to samo, idziemy znowu. Znowu kroplówka, znowu zastrzyki, pokazać sie na następny dzień na kolejny zastrzyk. Jednak po wczorajszym sobotnim nie poprawiło sie. Wymiotuje co 2 godziny, cały czas śpi, trochę miał biegunkę, 41 stopni gorączki. Weterynarz powiedział, ze panleukopenia raczej nie, bo za duży, z 2 tygodnie poczekać aż sie wychoruje. Jednak czytałam o tej chorobie i Margot ma podobne objawy Po prostu boje sie, ze niefachowość tutejszych wetow go zabije Co mam zrobić w takiej sytuacji? Naciskać na natychmiastowe badania i leczenie?? Proszę o pomoc!!!
I przepraszam za wątek w złym dziale, ale jestem naprawdę przerażona i nie spojrzałam.
Wyczytałam, ze to sie leczy surowica, tylko skąd ja sprowadzić? Mieszkam w Wieluniu, kogo polecacie??