Rozpacz po stracie kota :(

Witajcie, 4 dni temu odeszła moja ukochana kotka Pusia. Od tamtego dnia nie wiem jak sobie z tym poradzić ;( mam wrażenie że osoby z mojego bliskiego otoczenia patrzą na to jak na wariactwo że tak można przeżywać stratę kota. Mój mąż też płakał ale już się z tego otrząsnął ja ciągle przeżywam, płaczę, wspominam .... jak sobie pomóc, jak sobie z tym poradzić?
Pusia miała 3 lata, adoptowaliśmy ją zaraz po wyprowadzce do nowego domu (od dziecka byłam kociarą, za czasów panieństwa miałam kota który żył 12 lat, odszedł gdy już byłam mężatką i nie mieszkałam z nim, ponieważ został u rodziców, wtedy tego tak nie przeżywałam a teraz to coś okropnego ;( )
Pusia była cudownym kotem, rozumnym, oddałam całe swoje serce żeby ją wyleczyć po adopcji i żeby była z nami szczęśliwa. Jednak los chciał inaczej. A wszystko zgrało się z imprezą urodzinową mojej rocznej córki
Pusia straciła apetyt, prosiła o jedzenie jak zawsze rano a potem odchodziła od miski nie tykając ani grama karmy, po czym kierowała się do drzwi tarasowych żeby wyjść na dwór. Mój mąż często ją wypuszczał. Kilka dni potem Pusia zniknęła na cały dzień wróciła dopiero w nocy, a ostatnie dni które spędziła w domu była taka jakby senna nie chciała się bawić itp. Ale ja zajęta przygotowaniami do imprezy urodzinowej kompletnie to zbagatelizowałam
teraz bardzo tego żałuję ;( czwartek 13 sierpnia po południu jechaliśmy całą trójką na zakupy, Pusia została na podwórku, dziwne bo siedziała przykulona na podjeździe i cały czas bez ruchu wpatrywała się w nas jak odjeżdżamy , coś mnie tknęło ale nie przyszło mi do głowy że coś może się stać złego. Gdy wróciliśmy kota nigdzie nie było, przeważnie wędrowała po okolicy i jak się ją wołało przychodziła. Teraz wołanie nie pomagało, Pusia nie wróciła na noc, następnego dnia w piątek też jej nie było i nie wróciła . Nadeszła sobota dzień imprezy, byłam tak zajęta że nawet nie myślałam że jej nie ma, ale miałam jakieś złe przeczucia że to dziwne że tyle czasu minęło a ona nie wróciła. Gdy impreza się skończyła, goście się rozeszli, położyłam córkę spać, jakiś czas po zaśnięciu córka mocno płakała przez sen, ciężko było ją uspokoić, minęło kilkanaście może kilkadziesiąt minut, zadzwonił mój brat który mieszka obok, że gdzieś kot miauczy ....wybiegłam na taras ale cisza wołam Pusia Pusia cisza, za chwilę usłyszałam dwa miauknięcia , przeraźliwe jakby wołanie o pomoc nieopodal domu od strony ulicy, spanikowana wysłałam mojego męża by poszedł sprawdzić czy gdzieś jest. Czułam że stało się coś złego ... ale była cisza. Następnego dnia wybraliśmy się na poszukiwania, no i .... znalazłam moją ukochaną kicię w rowie ;( to było okropne uczucie od razu wybuchłam płaczem i histerią. Ale za razem to było też dziwne, Pusia wyglądała jakby spała, jej sierść błyszczała i była jak wyczesana przed chwilą. Poszliśmy do domu aby położyć córkę spać, a potem zabrać Pusię z tego cholernego rowu, gdy zaszliśmy na miejsce zdarzenia drugi raz Pusia wyglądała już zupełnie inaczej sierść była matowa, zwichrzona .... Pochowaliśmy ją na swoim podwórku, z bólem serca i rzeką łez ostatni raz ją pogłaskałam i dałam jej wszystkie zabawki którymi się bawiła. Nie jestem w stanie opisać tego co czułam i jak bardzo płakałam . Nie mogę pogodzić się z tym co się stało, ciągle widzę miejsca gdzie Pusia leżała przebywała gdzie się bawiła, nawet moja roczna córka zauważyła że coś jest nie tak i nie ma kota, zauważyła że nie ma jej miseczek w kuchni itp. Początkowo myślałam że skoro znaleźliśmy ją w rowie potrącił ją samochód, ale dziwne wydało nam się to że nie była poturbowana, nie było widać żadnych urazów. Jedyne co zauważyłam czarny nos, oczy, i język oraz dziąsła były czarne, potem doszliśmy do wniosku że chyba się otruła bo wyglądało to na jakiś krwotok wew.
wtedy moja rozpacz była jeszcze większa bo miałam wyrzuty sumienia że nie zauważyłam nic i że mogłam jej pomóc gdybym tylko się nią zainteresowała, Pusia lubiła czasem zjeść mysz... i stąd moje podejrzenia że się otruła albo gdzieś zjadła trutkę na myszy. Moja Pusia
cierpiała długi czas. Uciekła z domu po prawie 3 dniach próbowała wrócić, była już blisko dosłownie dwa domy dalej
Tyle pytań, pretensji do siebie i żalu , tyle smutku i płaczu. W domu zrobiło się pusto, cicho. Chodzę przygnębiona smutna mimo że mam małą wspaniałą córkę odczuwam ogromny ból po stracie ukochanego kota
tak bym chciała cofnąć czas, może gdybym ją zawróciła do domu gdy wyjeżdżaliśmy na zakupy to było by wszystko ok, nie uciekła by z domu i zauważyłam bym że coś się z nią dzieje złego. teraz gdy pomyślę że Pusia robiła to czy tamto a już tego nie będzie robić, że nie przyjdzie do mnie na kolana wieczorem poleżeć, że nie mruknie gdy ją pogłaskam .... od razu zaczynam płakać
przeżywam jak by to był człowiek bo dla mnie to był przyjaciel, członek rodziny, mój mąż i moja córka też ją uwielbiali, mąż szybko się otrząsnął, teraz już nie okazuje emocji jest troche przybity ale nie tak jak ja. Jak sobie z tym radzić? Czy myślicie że faktycznie mogła się otruć i dlatego uciekła z domu żeby nie było widać że coś się z nią dzieje? Kiedyś słyszałam że koty uciekają żeby umrzeć z dala od domu. Ale Pusia wracała do domu była już blisko
miauczała głośno żebyśmy wiedzieli że gdzieś tam jest. Tęsknię za nią strasznie, przez 3 dni nie mogłam nic jeść , nie miałam apetytu. Ściskało mnie z tęsknoty. Pierwszej nocy nie mogłam spać, ciągle myślałam dlaczego czy mogłam coś zrobić żeby do tego nie doszło? Kiedy to minie? Czy Wy też tak przeżywaliście stratę swojego pupila? 
Pusia miała 3 lata, adoptowaliśmy ją zaraz po wyprowadzce do nowego domu (od dziecka byłam kociarą, za czasów panieństwa miałam kota który żył 12 lat, odszedł gdy już byłam mężatką i nie mieszkałam z nim, ponieważ został u rodziców, wtedy tego tak nie przeżywałam a teraz to coś okropnego ;( )
Pusia była cudownym kotem, rozumnym, oddałam całe swoje serce żeby ją wyleczyć po adopcji i żeby była z nami szczęśliwa. Jednak los chciał inaczej. A wszystko zgrało się z imprezą urodzinową mojej rocznej córki

Pusia straciła apetyt, prosiła o jedzenie jak zawsze rano a potem odchodziła od miski nie tykając ani grama karmy, po czym kierowała się do drzwi tarasowych żeby wyjść na dwór. Mój mąż często ją wypuszczał. Kilka dni potem Pusia zniknęła na cały dzień wróciła dopiero w nocy, a ostatnie dni które spędziła w domu była taka jakby senna nie chciała się bawić itp. Ale ja zajęta przygotowaniami do imprezy urodzinowej kompletnie to zbagatelizowałam







