Mikus juz bardzo chorowal, niestety... mial u Justy bardzo dobre zycie, nie brakowalo mu niczego, byl kochany, ubostwiany wrecz przez wszystkich, bo tego namolnego miziaka nie dalo sie nie kochac. A poza tym-jak zauwazylas sama-byl sliczny, mial w sobie to cos, niesposob bylo sie mu oprzec
To byl cudowny kotek, wspanialy przyjaciel, bardzo oddany wszystkim bo on kochal wszystkich ludzi, kochal zycie...
Do kazdego, nawet do nowo poznanych osob natychmiast ufnie przychodzil sie pomiziac
Serducho kochane
Primeczka bardzo go wspierala w ostatnich tygodniach jego zycia, bardzo sie zzyli ze soba. Z tego co wiem, Mikus odszedl w domu, zasnal sobie spokojnie tulony, miziany do konca, tak jak lubil byc miziany zawsze
Choroba bardzo dala sie we znaki, ale Justa starala sie jak mogla, by rudzielec nasz kochany mial jak najwiecej komfortu w tych dniach, by nie brakowalo mu niczego.
Teraz u Justy jest nowa bieda, prawdopodobnie powypadkowy kotus, pingwinek, bardzo elegancki
Dostal bardzo slodkie imie- Oreo (zdrobniale Oruś)
Trwaja poszukiwania "wlasciciela", bo przystojniak ewidentnie byl domowy. Wyglada mi to na porzucenie, ale zobaczymy, moze sie myle...