Nevra pisze:wiem, że jest takie zagrożenie, ale skoro nie chce dać kotki na sterylizację, to co ja mogę innego? wątpię, by mi ją dała do siebie, a moja kotka przy ostatnim 2 tygodniowym tymczasie musiała być na lekach antydepresyjnych, coby nie dostawała świra, więc czarno to widzę takie nagłe oswajanie jej i to z dziką kotką ^^ (ona sama też była dzika, długa historia skąd się u mnie wzięła i czemu trzymam półdzika w domu).
wpadłam na pomysł, by poprosić tę babkę, by rozniosła info o możliwości wysterylizowania kocic na koszt fundacji, skoro we wsi "każdy tak robi porządek z kociętami"... A nuż ktoś się zdecyduje i może za nim pójdą następni
Popieram. Zawsze doradzam, żeby dotrzeć do najsłabszego ogniwa, najbardziej zgodnej osoby na wsi, która odda pierwszą kotkę na zabieg, a potem tylko mówiąc o tym zacznie promować sterylizację w swojej wsi. Zawsze większość na początku woli utopić kociaki niż oddać kotkę i zawsze po pewnym czasie sami dzwonią, żeby ich koty też ciachnąć. To działa bez pudła w każdym wiejskim środowisku, do którego ktoś się pofatygował i odpowiednio podszedł do problemu - tu brawa dla Ciebie. Masz duże szanse, bo pani z Tobą w ogóle rozmawia. Ty wracasz do domu, a w jej głowie już pracuje idea, o której od Ciebie usłyszała. Za tydzień, dwa może zareagować zupełnie inaczej. Trudne są tylko początki.
Tu też na początku woleli utopić i naprawdę trudno było znaleźć słabe ogniwo, zajęło to tygodnie, a teraz https://www.facebook.com/powszechna.ste ... =3&theater
Myślami jestem z Tobą i z kotką.