Leczenie"dzikuskow"-kotka po ekstracji zebow-ANKYLOZA? Str 9
Napisane: Śro mar 11, 2015 14:05
Witam,
Mam problem ze zlapaniem dzikiego chorego kotka. Od kilku dni probuje tego kota zlapac, ale niestety bezskutecznie Do klatki-lapki nie chce wejsc (bo w przeszlosci mial juz przykre doswiadczenia z lapaniem - bardzo chore oko/wlasciwie tego oka juz nie bylo i kot musial przejsc operacje wypatroszenia oczodolu, poza tym kocurek nie ma laknienia, wiec nie ma szans, zeby wszedl do klatki). Probowalam tez lapac go "na sznurek" do kennelowki, ale nawet sie do tej klatki nie zblizyl. Jest bardzo ostrozny. Zreszta wszystkie koty pouciekaly jak zobaczyly te klatki (pomimo, ze jedzenie bylo w srodku) - wczesniej lapalam je do kastracji/sterylek. Z walerianą tez probowalismy - zero reakcji, zaden kot sie nie zainteresowal. Z fundacji mam pozyczony sprzet do lapania. Przez dwa dni panie z fundacji probowaly zlapac malego w podbierak (ja nie mam zadnego doświadczenia w takim lapaniu). Niestety, nie udało się. Kot nie chce jesc od prawie dwoch tygodni, w ciagu ostatnich dni okropnie schudl, strasznie zmizernial. Szkielecik się z niego zrobil. Jeszcze dwa tygodnie temu wygladal naprawde dobrze i bardzo ladnie jadl. On podchodzi do miski (ale juz teraz coraz rzadziej), powacha, ew. cos tam polize i odchodzi. Wydaje sie, ze jest glodny, ma ochote zjesc, ale nie je nawet swojego ulubionego surowego mieska. Jak probuje wziac kawaleczek, to bardzo mamle i w rezultacie przestaje jesc. Na pierwszy rzut oka, wyglada jakby cos dzialo sie z zebami albo z j. ustną (moze nadzerki/kaliciwiroza?), ale tak naprawde to moze byc wszystko. Martwie sie, bo widze, ze zle sie czuje (nie je, siedzi "na kurke" - potrafi tak wysiedziec w jednym miejscu bardzo dlugo). Pomimo, ze ten kotek jest taki chory i slaby, to jeszcze znajduje sily, zeby uciekac. Nie jest może bardzo szybki, ale zlapac się nie da. Jest bardzo czujny. U nas sa same prywatne posesje, pelno krzakow i zarośli, co dodatkowo utrudnia sprawe.
Wczesniej można było podejść do niego na wyciagniecie reki (jednak przy probie dotkniecia, jakiegoś gwałtowniejszego ruchu, to cofal się i uciekal), ale teraz po tym lapaniu stal się nieufny i trzyma się raczej na dystans. W fundacji powiedziano mi wprost, ze czasami sa nie lapalne koty i nie można im pomoc. Sugerowano mi się z tym pogodzić. Ale ja tak nie potrafie, nie potrafie patrzeć jak ten kot powoli umiera z głodu. Sama swiadomosc o tym mnie wykańcza. Czuję ogromna bezradnosc i bezsilność
Ten kotek wyglada fatalnie, z dnia na dzien coraz gorzej. Przeciez kot nie moze nie jesc dluzej niz 2-3 doby. Bardzo mi na tym kocie zalezy. Juz raz udalo sie uratowac mu zycie. Od tego czasu trzyma sie tej jednej naszej uliczki (nie oddala sie za daleko). To taki fajny kotek. Razem z sasiadka go karmimy. Kot ma ok. 3 lat. Boje sie, ze za kilka dni bedzie za pozno (w zeszlym roku mielismy podobny przypadek z innym kotem, ktory nie jadl, byl coraz chudszy i slabszy, az w koncu sasiadka znalazla go konajacego na swojej posesji - to bylo okropne).
Czuje duzy sentyment do tego maluszka. Dla mnie NIE jest on jednym z wielu kotow. Najzwyczajniej w swiecie mi na nim zależy. Co mogę jeszcze zrobić? Myslalam o jakiś srodkach, żeby go trochę przyspic i wtedy sprobowac zlapac w podbierak, ale z tym podobno tez jest problem, bo ponoc nie ma już tego typu srodkow. Sedalin wycofano, jest jakiś w zelu dla koni, ale podobno dla kotow może byc bardzo niebezpieczny. Zreszta i tak nie ma pewności, ze kot to by zjadl (jak nie je to jest problem). Może jest cos co można w powietrzu rozpylić i kota otumanić? No ja już nie wiem co wymyslic? Możecie cos poradzić? Jak temu kotu pomoc? Blagam o pomoc.
Zawsze lapalam koty na klatke-lapke (nawet w sobote udało zlapac mi się kota z bardzo chora lapą), a teraz jestem bezradna W tym momencie mogę liczyc już tylko na siebie i już chyba tylko mi na tym kocie zależy. Każdy, kto mogl pomoc fizycznie, niestety, spasowal
Mam problem ze zlapaniem dzikiego chorego kotka. Od kilku dni probuje tego kota zlapac, ale niestety bezskutecznie Do klatki-lapki nie chce wejsc (bo w przeszlosci mial juz przykre doswiadczenia z lapaniem - bardzo chore oko/wlasciwie tego oka juz nie bylo i kot musial przejsc operacje wypatroszenia oczodolu, poza tym kocurek nie ma laknienia, wiec nie ma szans, zeby wszedl do klatki). Probowalam tez lapac go "na sznurek" do kennelowki, ale nawet sie do tej klatki nie zblizyl. Jest bardzo ostrozny. Zreszta wszystkie koty pouciekaly jak zobaczyly te klatki (pomimo, ze jedzenie bylo w srodku) - wczesniej lapalam je do kastracji/sterylek. Z walerianą tez probowalismy - zero reakcji, zaden kot sie nie zainteresowal. Z fundacji mam pozyczony sprzet do lapania. Przez dwa dni panie z fundacji probowaly zlapac malego w podbierak (ja nie mam zadnego doświadczenia w takim lapaniu). Niestety, nie udało się. Kot nie chce jesc od prawie dwoch tygodni, w ciagu ostatnich dni okropnie schudl, strasznie zmizernial. Szkielecik się z niego zrobil. Jeszcze dwa tygodnie temu wygladal naprawde dobrze i bardzo ladnie jadl. On podchodzi do miski (ale juz teraz coraz rzadziej), powacha, ew. cos tam polize i odchodzi. Wydaje sie, ze jest glodny, ma ochote zjesc, ale nie je nawet swojego ulubionego surowego mieska. Jak probuje wziac kawaleczek, to bardzo mamle i w rezultacie przestaje jesc. Na pierwszy rzut oka, wyglada jakby cos dzialo sie z zebami albo z j. ustną (moze nadzerki/kaliciwiroza?), ale tak naprawde to moze byc wszystko. Martwie sie, bo widze, ze zle sie czuje (nie je, siedzi "na kurke" - potrafi tak wysiedziec w jednym miejscu bardzo dlugo). Pomimo, ze ten kotek jest taki chory i slaby, to jeszcze znajduje sily, zeby uciekac. Nie jest może bardzo szybki, ale zlapac się nie da. Jest bardzo czujny. U nas sa same prywatne posesje, pelno krzakow i zarośli, co dodatkowo utrudnia sprawe.
Wczesniej można było podejść do niego na wyciagniecie reki (jednak przy probie dotkniecia, jakiegoś gwałtowniejszego ruchu, to cofal się i uciekal), ale teraz po tym lapaniu stal się nieufny i trzyma się raczej na dystans. W fundacji powiedziano mi wprost, ze czasami sa nie lapalne koty i nie można im pomoc. Sugerowano mi się z tym pogodzić. Ale ja tak nie potrafie, nie potrafie patrzeć jak ten kot powoli umiera z głodu. Sama swiadomosc o tym mnie wykańcza. Czuję ogromna bezradnosc i bezsilność
Ten kotek wyglada fatalnie, z dnia na dzien coraz gorzej. Przeciez kot nie moze nie jesc dluzej niz 2-3 doby. Bardzo mi na tym kocie zalezy. Juz raz udalo sie uratowac mu zycie. Od tego czasu trzyma sie tej jednej naszej uliczki (nie oddala sie za daleko). To taki fajny kotek. Razem z sasiadka go karmimy. Kot ma ok. 3 lat. Boje sie, ze za kilka dni bedzie za pozno (w zeszlym roku mielismy podobny przypadek z innym kotem, ktory nie jadl, byl coraz chudszy i slabszy, az w koncu sasiadka znalazla go konajacego na swojej posesji - to bylo okropne).
Czuje duzy sentyment do tego maluszka. Dla mnie NIE jest on jednym z wielu kotow. Najzwyczajniej w swiecie mi na nim zależy. Co mogę jeszcze zrobić? Myslalam o jakiś srodkach, żeby go trochę przyspic i wtedy sprobowac zlapac w podbierak, ale z tym podobno tez jest problem, bo ponoc nie ma już tego typu srodkow. Sedalin wycofano, jest jakiś w zelu dla koni, ale podobno dla kotow może byc bardzo niebezpieczny. Zreszta i tak nie ma pewności, ze kot to by zjadl (jak nie je to jest problem). Może jest cos co można w powietrzu rozpylić i kota otumanić? No ja już nie wiem co wymyslic? Możecie cos poradzić? Jak temu kotu pomoc? Blagam o pomoc.
Zawsze lapalam koty na klatke-lapke (nawet w sobote udało zlapac mi się kota z bardzo chora lapą), a teraz jestem bezradna W tym momencie mogę liczyc już tylko na siebie i już chyba tylko mi na tym kocie zależy. Każdy, kto mogl pomoc fizycznie, niestety, spasowal