Sluchajcie, na następny dzień po wykonaniu testu na FeLV, wetka zauwazyla, ze pojawila się lekko widoczna druga kreseczka i sugeruje powtórzenie testu. Natomiast jedna osoba z fundacji, z którą mam kontakt, radzi wykonac badanie w Idexxie (mysle, ze chodzi o test PCR). Krew bylaby pobrana w dzien operacji usuniecia zebow (przy okazji). Kot jest za slaby na zbyt czeste znieczulenia, a miał już 2. Niestety, do pobrania krwi trzeba byloby podac mu znowu narkozę, a przed nim jeszcze ciezka operacja. Z tego co wiem, to na wynik czeka się kilka dni. Czy ma to w ogole sens? Kot jest wolnozyjacy, dziki, nieoswojony, nie nadaje się do domu. Nie rokuje na oswojenie.
Mam wrazenie, ze koniecznie na sile chce się cos znaleźć u tego kota, żeby nie trzeba było go ratować, tym bardziej, ze od początku wyczuwam jakas taka niechęć ("bo on jest taki słabiutki...")
Nie sadze, żeby miał ta bialaczke, no ale powiedzmy, ze jeśli powtórzymy test i wyjdzie ujemny to super - będziemy mieli wiedze, ze kot obecnie nie ma bialaczki (nie ważne, ze za miesiąc, rok może już mieć). Powiedziano mi, ze jeśli powtorny test wyjdzie dodatni, to trzeba będzie kota uspic. Nie ważne, ze już będzie po ekstracji wszystkich zebow
A co, jeśli kot ma postac latentną, która z krwi w danym momencie nie wyjdzie, a może uaktywnić się w każdej chwili?
Wieksze prawdopodobieństwo, ze zakazony Fiv/FeLV jest ten drugi kot, który ma leczoną lape - był z niego taki typowy walczący kocur i rozplodowiec, a tez nie jest super zdrowy, miewa przewlekle biegunki itd. Nikt nawet nie zaproponowal przetestowania tego kota.
Żaden z kotow (dziczkow), które kastrowalam nie byl testowany (oprócz moich domowych), a może tez ktorys byl dodatni i został wypuszczony?
Ja wiem, ze problemy z dziąsłami mogą towarzyszyć białaczce i jakas doza niepewności jest i powinno się przynajmniej 2-krotnie te testy wykonywać, ale czy w tym przypadku... jak myślicie, czy w tym przypadku ma to sens? Z drugiej strony, jeśli ten Maly miałby faktycznie bialaczke, to moglby zarazac inne koty. Bylby tez narażony na rozne infekcje i z czasem pewnie zaczalby chorować, a ze złapaniem go nie będzie latwo. Watpie, ze kolejny raz udaloby się go zlapac - w razie czego nie mogłabym mu pomoc. W takim przypadku może rzeczywiście lepszym rozwiązaniem byłoby uśpienie
Już sama nie wiem co o tym wszystkim myslec!
U mojego Kacperka, jak miał kiedyś robione testy, to po jakims czasie przy FIVie zauwazylam, ze pojawila się słabiej widoczna druga kreseczka. Wtedy wet mnie uspokajal, ze wyniki interpretuje się po 10-15 min. Dla spokoju test powtorzylam i wyszedł ujemny. Wprowadzalam wtedy Kacpra do domu, gdzie był już kot. Gdyby okazało się, ze jest dodatni (a był to niekastrowany kocur, który zyl na dworze), to szukałabym mu domu, ale to kot bardzo przyjazny i oswojony, typowo domowy, skrzywdzony przez człowieka. Zupelnie inna sytuacja niż z dziczkami.
Natomiast inne moje 3 koty jak miały robione testy, to po 15 min odczytano wynik i plytke wyrzucono do kosza (nawet wyniku nie zdazylam zobaczyć) - gdyby zrobiono tak z testem tego biedaka, który jest teraz na leczeniu, to w ogole nie byłoby tematu i cieszylibysmy się, ze jest ujemny. Nie wiem dlaczego tym razem tak długo wetka trzymala ta plytke z testem. Może od początku miała jakies wątpliwości, chociaz twierdzila, ze ta slaba kreseczka (naprawdę bardzo slaba) pojawila się dopiero na drugi dzien.
Proszę, niech ktoś zerknie chociaż na morfologie (na poprzedniej stronie). Wetka mowi, ze te podwyższone leukocyty mogą wskazywać na FeLV, ale nie muszą... 3 lata temu jak kotek miał usuwane oczko, to nikt nawet nie pomyslal o zrobieniu testow. Miał wtedy zrobiona tylko morfogie (tez wyszly wysokie leukocyty) i podstawową biochemie (miał strasznie wysokie enzymy wątrobowe, ale najprawdopodobniej było to polekowe, bo teraz watroba wygląda ok).