» Pt maja 18, 2018 13:16
Re: PAKT CZAROWNIC XXXVIII - nowe konto, nowa Siostra Skarbn
Paszcza jest przełożona o tydzień - jest paskudna, kicię ewidentnie boli przy jedzeniu a chora paszcza bardzo obciąża serce (u ludzi też kardiolog bardzo zawsze naciska na leczenie zębów). Poza tym ona powinna dostawać leki przeciwzakrzepowe - a ich nie można dawać jakiś czas przed zabiegiem, więc lepiej zrobić to teraz i wdrożyć leki, niż je wdrożyć a później odstawiać, bo teraz bez nich będzie tydzień a później byłaby co najmniej 2 a do tego jak organizm się przyzwyczai to gorzej. Narkoza wziewna (sewofluran) i stomatolog dobierze wszystko pod jej stan i przyjmowane leki. A nagła śmierć sercowa przy takiej chorobie jest niezależna od stanu zaawansowania i zdarzyć się może zawsze (niestety). Także wg kardiolog dobrze tę paszczę zrobić, ale za tydzień od badania (będzie miała po 8 dniach, więc prawie). Problem z wdrożeniem leków jest największy w pierwszym tygodniu - szczególnie jeśli choroba jest od dawna a ona nic nie brała, bo to największy szok dla organizmu. A tam zabieg będzie miała w pełnym monitoringu (łącznie z saturacją krwi), także... będzie bezpieczniejsza niż siedząc u mnie w domu. Ona nadciśnienie ma od bardzo dawna - wylewy podsiatkówkowe są bardzo stare (potwierdziło to dwóch okulistów, u których byłam).
Ona nigdy nie będzie całkiem stabilna - nie przy tej chorobie. Leki musi brać zawsze i zawsze będzie ryzyko, że za kilka minut umrze. I nic na to się nie poradzi.To choroba postępująca jak PNN i nadmierne zwlekanie sprawia, że zabieg byłby w cięższym stanie niż obecnie. A wg kardiolog tydzień wystarczy na stabilizację jej stanu. Zresztą dzisiaj jest dużo lepiej - chodzi i pyskuje a wczoraj ledwo łapała powietrze. U ludzi też tak jest po zmianie lub wdrożeniu leków - po prostu organizm musi się przyzwyczaić. A rokowania przy czymś takim są mocno takie sobie - średnio koty żyją od czasu pojawienia się oznak niewydolności 4-6 miesięcy i czasami trzeba rozważyć, co gorsze - brak leków czy stres przy ich podawaniu, także wiecie: ciężko jest - mnóstwo dylematów, nerwów itp., ale zrobimy dla niej ile tylko się da (mam świetnych wetów - i prowadzącego, i stomatologa, i kardiologa, i okulistę - i wszyscy zgodnie współpracują choć są z różnych miast: Katowice, Bielsko-BIała, Zabrze i Kraków: dokumentacja biega, konsultacje też).
Swoją drogą... w schronie chcieli paszczę robić 2 dni po sterylce, więc możecie sobie wyobrazić jak ona wygląda (swoją drogą gdyby dali jej narkozę i tę ich ekonomiczną, to by się albo nie wybudziła, albo max. 2-3 dni i zeszła za TM). Nie zrobili tylko dlatego, że prosiłam wolontariuszkę, aby poprosiła, żeby odpuścili, bo zrobię u mojego stomatologa z RTG stomatologicznym, gdzie widać też co jest od spodu a nie tylko po górze (malutkiej przez to zamiast 2 zębów wyrwano 12 - FORL) i narkozą wziewną. Wtedy ona była formalnie tylko niewidoma i nikt nic o sercu nie wiedział. Po prostu przypadek sprawił, że ma znacznie większe szanse jeszcze pożyć. Inna rzecz, że była leczona jakby straciła wzrok po wypadku (mega dawki sterydu itd.) a nikomu nie przyszło do głowy serce - moja wet na starcie kazała mi iść do okulisty, bo wg niej to żadne powypadkowe tylko serce albo tarczyca i miała rację. Gdybyśmy kontynuowali leczenie a'la powypadkowe to by jej też już nie było. Także na razie szczęście jej sprzyja i oby tak pozostało. Dość już w życiu wycierpiała.
...