Witajcie,
Chciałabym tutaj opisać historię adopcji koteczki o imieniu Mamba i jednocześnie poradzić się Was w kilku kwestiach. Przeglądałam wiele wątków na forum, ale nie znalazłam takiego, który by całkowicie odpowiadał na wszystkie moje pytania. Dlatego postanowiłam założyć własny.
Otóż, jestem osobą bardzo przywiązaną do kotków, istniały one w moim życiu od zawsze, jednak odkąd wyprowadziłam się do większego miasta to się zmieniło. Dwa tygodnie temu postanowiłam wraz z narzeczonym, iż zaadoptujemy kota ze schroniska. Ja w sumie z tym zamiarem nosiłam się już dużo wcześniej, ale dopiero niedawno podzieliłam się nim z lubym. Zaczęliśmy przeglądać stronę internetową jednego ze schronisk z Krakowie i zwróciliśmy szczególną uwagę na koteczkę 9-miesięczną ze smutnym opisem, że już długo czeka w schronisku i nikt jej nie chce wziąć, bo robi złe pierwsze wrażenie, tzn. jest nieufna itd. Stwierdziliśmy, że jest śliczna i że chcielibyśmy ją zobaczyć, jednak po przyjeździe do schroniska i wspomnieniu o tym, że jesteśmy zainteresowani Mambą, nie było jako takiego oglądania, czy pytania o szczegóły, tylko po prostu pani załadowała nam ją z wielkim trudem do transporterka i od razu dała papiery do podpisania. Zwierzątko, zanim zostało brutalnie wepchnięte do środka transportera, latało po całym pomieszczeniu i dobre 15 min zajęło pani złapanie go.Pierwsze wrażenie: rzeczywiście niekoniecznie pozytywne. Jednak niezrażeni tym powędrowaliśmy z Mambą na spotkanie z weterynarzem w schronisku. Usłyszeliśmy, że kociątko ma niestety wirusa kociego kataru i że to się może nawracać, poza tym, że od 4 miesiąca jest w schronisku, a wcześniej była kotkiem wolnożyjącym no i że jest dzikuskiem. Pani doktor nie była w stanie odpowiedzieć nam, czy da się ją oswoić. Tutaj pojawia się moje pierwsze pytanie do Was, jako że macie może więcej doświadczenia ode mnie z takimi dzikuskami (moje koty zwykle były ze mną od małego "z pokolenia na pokolenie", więc były od razu przyzwyczajone do człowieka), czy taki kotek, który ma już te swoje 9 miesięcy może się oswoić na tyle, żeby dało się go chociaż głaskać?
Kotek jest u nas od tygodnia. Od tego czasu Mamba poczyniła duże postępy, tzn. chodzi, je i korzysta z kuwety przy nas, śpi koło naszego łóżka, bawi się zabawkami, a nawet je z ręki, ale na każdorazową próbę pogłaskania (nawet przez sen) zawsze reaguje syczeniem i fuczeniem. Co prawda nie ucieka, ale przyjmuje pozycję obronną. Jak można nad tym pracować? Próbowałam jej dotknąć, gdy dawałam jej smakołyki z ręki, ale zawsze rzucała jedzonko i syczała na mnie. Od kilku dni sytuacja utrzymuje się na takim samym poziomie i boję się, że już tak zostanie, że ona będzie sobie żyła gdzieś tam koło nas, ale nie będzie z nią kontaktu poza wzrokowym.
Może pomogłyby jakieś preparaty, nie wiem, np. Feliway? Widziałam na forum, że jest pomocny przy adaptacji jednego zwierzątka z drugim, ale czy pomaga w oswajaniu? A może pomogłaby adopcja jeszcze jednego, jakiegoś bardziej śmiałego kotka?
Przepraszam Was za takie obszerne wypracowanie i bardzo proszę o jakiekolwiek rady.