Historia małego kotka

Koleżanka znalazla go niedaleko mojej ulicy. Mały, bezradny, zalepiony i wyglądał jak szkielet. To była niedziela dwa tygodnie temu. Do znajomego weta poszłam do niego na działkę. Powiedział że to katar i poszedł ze mną do siebie do domu i dał neomecynę. Powiedział, żebym przyszła jutro z samego rana damy zastrzyk, ale kociak bedzie miał wielkie szczęście jeśli przeżyje. Wtedy miał zalepione całe oczy i nosek. Nie mógł ich otwierać a wszystko wyglądało jak jeden wielki strup. Siedziałam i zdrapywałam mu to z pyszczka, a on nawet nie miał sił żeby się bronić. Wszystko ciekło mu z oczu. Wkrapiałam neomecynę, chodziłam na zastrzyki. Na początku kociak nabrał apetytu a później... przestał przyjmować pokarm. Mimo to wstawałam co chwilę ze strzykawką i wacikami w ręce żeby tylko kociak przeżył. Na siłę wpychałam temu szkieletorkowi jedzenie.
Udało się.
Obecnie już sam je, szaleje w słońcu. Za wszystkie zastrzyki wet nie wziął ani grosza! A kociak żyje. Ma teraz niesamowity apetyt. Uwielbia się wygrzewać w słońcu i baraszkować z psem [seter]. Jest miły i czysty. Nie ma pcheł i został odrobaczony.
Razem z lekarzem stwierdziliśmy, że musiał być w domu bo gdyby urodziła go jakaś bezdomna kotka i ew. jakieś bachory wyniosły z gniazda to kociak nie biegłby galopem do kuwety i nie garnął by się tak do ludzi. Widocznie... przyszły wakacje.
Ja mam już kocurka. Nie tylko kocurka bo cały dom innych zwierząt. Nie może zostać z nami choć jest taki kochany. Szuakmy mu dobrego domu i wydaje mi się, ze osoby z tego forum naprawdę by o niego zadbały. Stawiam jednak dwa warunki: kociak musi zostać wykastrowany i zaszczepiony. Osoba taka musi się nim interesować. Dałam ogłoszenia na osiedlu u siebie ale zgłosiła sie pani która mieszka w pobliskiej wiosce i kiedy ją odwiedziłam okazało się, że ma wielkiego, agresywnego psa na łańcuchu i kilka innych, zaropiałych kociaków. Jesli wspomniałam o kastracji to powiedziała że ona zajmnie się młodymi... Nie dałam, powiedzaiałam, że się rozmyśliłam
Błagam! Może znajdzie się ktoś kto pokocha Toteczka? Mam nadzieję wysłać zainteresowanym zdjęcia, ale mój komputer jest zjedzony przez szzury i nie mam jak...
Podaję kontakt:
Świdnica [woj. dolnośląskie]
tel: 0 692 197 976
e-mail: mycha101@interia.pl [nie mam własnego komputera, odczytuję więc skrzynkę co kilka dni]
Z góry dziękuję wszystkim którzy pomogą.
Udało się.
Obecnie już sam je, szaleje w słońcu. Za wszystkie zastrzyki wet nie wziął ani grosza! A kociak żyje. Ma teraz niesamowity apetyt. Uwielbia się wygrzewać w słońcu i baraszkować z psem [seter]. Jest miły i czysty. Nie ma pcheł i został odrobaczony.
Razem z lekarzem stwierdziliśmy, że musiał być w domu bo gdyby urodziła go jakaś bezdomna kotka i ew. jakieś bachory wyniosły z gniazda to kociak nie biegłby galopem do kuwety i nie garnął by się tak do ludzi. Widocznie... przyszły wakacje.
Ja mam już kocurka. Nie tylko kocurka bo cały dom innych zwierząt. Nie może zostać z nami choć jest taki kochany. Szuakmy mu dobrego domu i wydaje mi się, ze osoby z tego forum naprawdę by o niego zadbały. Stawiam jednak dwa warunki: kociak musi zostać wykastrowany i zaszczepiony. Osoba taka musi się nim interesować. Dałam ogłoszenia na osiedlu u siebie ale zgłosiła sie pani która mieszka w pobliskiej wiosce i kiedy ją odwiedziłam okazało się, że ma wielkiego, agresywnego psa na łańcuchu i kilka innych, zaropiałych kociaków. Jesli wspomniałam o kastracji to powiedziała że ona zajmnie się młodymi... Nie dałam, powiedzaiałam, że się rozmyśliłam

Błagam! Może znajdzie się ktoś kto pokocha Toteczka? Mam nadzieję wysłać zainteresowanym zdjęcia, ale mój komputer jest zjedzony przez szzury i nie mam jak...
Podaję kontakt:
Świdnica [woj. dolnośląskie]
tel: 0 692 197 976
e-mail: mycha101@interia.pl [nie mam własnego komputera, odczytuję więc skrzynkę co kilka dni]
Z góry dziękuję wszystkim którzy pomogą.