Mój Gacek - poszedł sobie :-(((((

Słuchajcie, przed chwilą wyszedł weterynarz. GACEK MA PADACZKĘ. Stąd jego opisywane przez Miki bicie łapami na oślep. Przy lekarzu miał dwa ataki i to BARDZO, BARDZO poważne. Od jutra zacznie dostawać relanium, będziemy go przez najbliższe 2-3 tygodnie obserwować, ale jeśli nie będzie poprawy, GACUŚ BĘDZIE MUSIAŁ ZOSTAĆ UŚPIONY, bo choroba jest tak zaawansowana, że on nie będzie w stanie funkcjonować.
Teraz już wiem, że to, co brałam pierwszej nocy za "galopy" to był atak padaczki - kiedy weszłam do pokoju, on leżał na boku, na podłodze - myślałam, że po prostu zasypia, a on dochodził do siebie po ataku. Nad ranem miał zresztą drugi - taki sam. Gdybyście widzieli to, co ja - kota tłukącego głową o podłogę, machającego skrzyżowanymi łapkami, całego w drgawkach.....Sam lekarz był wstrząśnięty...
Ta jego choroba jest też przyczyną braku apetytu i ogólnego otępienia. Wet dokładnie sprawdził i mówi, że Gacek na pewno całkiem nieźle słyszy, ale ponieważ jest otępiały między atakami choroby, reaguje "wybiórczo". Ze wzrokiem jest gorzej, ale też nie do końca źle.
Gacek dostał zastrzyk wzmacniający i tabletkę na odrobaczenie - było przy tym trochę kłopotu, na szczęście wet miał grube rękawice. Stres wywołany tymi zabiegami wywołał ataki padaczki - można powiedzieć, że całe szczęście, bo mogłabym się o tym w ogóle nie dowiedzieć.
Lekarz pytał mnie o jego przeszłość - oczywiście niewiele wiedziałam. Jednak jedno mi powiedział - lekarzy ze schroniska należałoby ...och, lepiej nie powtórzę...przypuszczalnie spisali kota na straty...nie mieli zamiaru robić mu żadnej operacji, bo podobno nie ma takiej, która mogłaby temu kotu poprawić wzrok czy słuch... Nawet jeśli żaden wet w schronisku nie zauważył, że kot ma padaczkę (a objawy są klasyczne, więc nie sposób nie zauwazyć), to po prostu był niesamowicie przez nich zaniedbany (ja wiem, że większość kotów taka jest, ale ten jest przecież kaleki). Mój wet po 10 minutach od zobaczenia kota powiedział, że jego kalectwo na pewno nie było spowodowane wypadkiem, a chorobą albo wadą. No i mamy już tę chorobę.
Siedzę i piszę Wam to wszystko nawet nie zastanawiając się nad tym; "trawić" będę to pewnie całą noc...Wiem, że stan Gacka jest tak poważny, że gdybym poprosiła, wetrynarz uśpiłby go na miejscu. Stwierdziliśmy jednak, że damy mu szansę - bo może jednak zareaguje na leki...Po minie lekarza widziałam, że nie wierzy w to zbyt mocno...mówił, że ma takiego kociego pacjenta, którego leczy z powodzeniem, ale u tamtego padaczka została rozpoznana od razu po pierwszym ataku...
Jestem twarda, naprawdę jestem twarda. Płakać będę później.
Teraz już wiem, że to, co brałam pierwszej nocy za "galopy" to był atak padaczki - kiedy weszłam do pokoju, on leżał na boku, na podłodze - myślałam, że po prostu zasypia, a on dochodził do siebie po ataku. Nad ranem miał zresztą drugi - taki sam. Gdybyście widzieli to, co ja - kota tłukącego głową o podłogę, machającego skrzyżowanymi łapkami, całego w drgawkach.....Sam lekarz był wstrząśnięty...
Ta jego choroba jest też przyczyną braku apetytu i ogólnego otępienia. Wet dokładnie sprawdził i mówi, że Gacek na pewno całkiem nieźle słyszy, ale ponieważ jest otępiały między atakami choroby, reaguje "wybiórczo". Ze wzrokiem jest gorzej, ale też nie do końca źle.
Gacek dostał zastrzyk wzmacniający i tabletkę na odrobaczenie - było przy tym trochę kłopotu, na szczęście wet miał grube rękawice. Stres wywołany tymi zabiegami wywołał ataki padaczki - można powiedzieć, że całe szczęście, bo mogłabym się o tym w ogóle nie dowiedzieć.
Lekarz pytał mnie o jego przeszłość - oczywiście niewiele wiedziałam. Jednak jedno mi powiedział - lekarzy ze schroniska należałoby ...och, lepiej nie powtórzę...przypuszczalnie spisali kota na straty...nie mieli zamiaru robić mu żadnej operacji, bo podobno nie ma takiej, która mogłaby temu kotu poprawić wzrok czy słuch... Nawet jeśli żaden wet w schronisku nie zauważył, że kot ma padaczkę (a objawy są klasyczne, więc nie sposób nie zauwazyć), to po prostu był niesamowicie przez nich zaniedbany (ja wiem, że większość kotów taka jest, ale ten jest przecież kaleki). Mój wet po 10 minutach od zobaczenia kota powiedział, że jego kalectwo na pewno nie było spowodowane wypadkiem, a chorobą albo wadą. No i mamy już tę chorobę.
Siedzę i piszę Wam to wszystko nawet nie zastanawiając się nad tym; "trawić" będę to pewnie całą noc...Wiem, że stan Gacka jest tak poważny, że gdybym poprosiła, wetrynarz uśpiłby go na miejscu. Stwierdziliśmy jednak, że damy mu szansę - bo może jednak zareaguje na leki...Po minie lekarza widziałam, że nie wierzy w to zbyt mocno...mówił, że ma takiego kociego pacjenta, którego leczy z powodzeniem, ale u tamtego padaczka została rozpoznana od razu po pierwszym ataku...
Jestem twarda, naprawdę jestem twarda. Płakać będę później.