Oswajanie bardzo dzikiego kota, pilnie potrzebuję pomocy!

Witam serdecznie,
historię Tesli i moją opowiem od początku. W sobotę z domu opieki społecznej gdzie biegały dzikie kotki wzięliśmy kotka/kotkę (jeszcze nie wiemy, nie daje się dotknąć). Tesla ma ok 12 tygodni i jest przepięknym czarnym kotem.
Po przybyciu do mieszkania zanieśliśmy Teslę z transporterem do łazienki, gdzie już czekała kuweta i zamknęliśmy drzwi. Wyskoczyła z transportera za pralkę od razu, przesiedziała za pralką ok 12 godzin. W nocy słyszałam, że chodziła po mieszkaniu, niestety nic nie zjadła. W kuchni ma miskę z wodą, suchą karmą dla juniorów i miała rybkę. Rano opróżniłam miski, umyłam je, dałam świeżą wodę, znowu suchą karmę i kocią puszkę z rybą. W niedziele rano szukaliśmy jej ok 6 godzin, okazało się że schowała się w wnęce w ścianie gdzie jest wodomierz. Siedziała tam do później nocy, obserwowała nas stamtąd bez przerwy. Mówiłam do niej ściszonym głosem, starałam się ją uspokoić, bez skutku nie ruszyła się. Kolejny dzień nic nie jadła. W nocy w niedziele pojawiło się nowe zachowanie: całą noc kwiliła, pomiaukiwała, jakby płakała dosłownie całą noc, biegała też po całym mieszkaniu, słyszałam jak biega po blatach w kuchni, nic nie zjadła. Usiadła koło łóżka i płakała nam z dobre 3 godziny, nie wykonywałam żadnych ruchów aby jej nie płoszyć, całą noc miałam wyrzuty sumienia, że tego kota wzięłam. Na pewno tęskni, po ośrodku biegała razem z rodzeństwem.
W poniedziałek rano znalazłam pod zlewem w szafce kupę, dokładnie posprzątałam i umyłam i miejscu gdzie zostawiła tą kupę dałam jej tam kuwetę. Gdy wychodziłam do pracy słyszałam jak z kryjówki w kuchni odzywała się - pomiaukiwała. Zostawiłam jej w misce świeżą makrelę, po powrocie z pracy zauważyłam że nic nie ruszyła, Kupiłam jej świeżą wątróbkę drobiową drobno pokroiłam i zostawiłam w miejscu gdzie ma jedzenie. Przez całe popołudnie nie ruszyła
Wieczorem postanowiłam dać jej tą miskę obok kryjówki, zdrzemnęłam się i ok godziny 23, gdy mój mąż wrócił zauważyłam, że miska jest pusta
ale byłam szczęśliwa, że w końcu coś zjadła. Na noc zostawiliśmy drzwi zamknięte do sypialni, gdyż po jednej nieprzespanej nocy nie mogłam pozwolić sobie na drugą, chodziła po mieszkaniu słyszałam szklanki, weszła chyba wszędzie i oczywiście całą noc miauczała i kwiliła, bo typowym miauczeniem tego nie można nazwać. W nocy gdy tak "rozmawiała" odpowiadałam jej "kicikici" ona reagowała bo odpowiadała miauczeniem, ja kicici a ona miau i taka konwersacja trwała dobre 2 godziny.
Rano, gdy wstałam do pracy miauczała do mnie, ale nie wyszła. Zajrzałam do kuwety i wydaje mi się, że zrobiła do niej siku. Zostawiłam jej świeżą wątróbkę i pojechałam do pracy, gdy się zbierałam cały czas gadała do mnie a ja do niej "kicikici". Siedzę w pracy i jestem załamana, czytam różne fora wiem że muszę dać jej czas i cierpliwość, ale martwi mnie ten jej nocny płacz. Zastanawiam się, czy nie odwieźć ją do miejsca skąd ją zabrałam, bardzo tego nie chce, ale nie chce też aby kot mi zdechł z mojej winy, bo zabrałam ją od rodziny
W sobotę mam jechać po drugiego już oswojonego kotka 12 tygodniowego. Czy to dobry pomysł???? Na tym etapie??? Proszę powiedzcie mi, czy będzie dobrze z tą kicią? Bardzo się martwie nie wiem co robić, a o wyrzutach sumienia nie wspomnę. Z góry dziękuję za wszelką pomoc.
Pozdrawiam
Kamila
historię Tesli i moją opowiem od początku. W sobotę z domu opieki społecznej gdzie biegały dzikie kotki wzięliśmy kotka/kotkę (jeszcze nie wiemy, nie daje się dotknąć). Tesla ma ok 12 tygodni i jest przepięknym czarnym kotem.
Po przybyciu do mieszkania zanieśliśmy Teslę z transporterem do łazienki, gdzie już czekała kuweta i zamknęliśmy drzwi. Wyskoczyła z transportera za pralkę od razu, przesiedziała za pralką ok 12 godzin. W nocy słyszałam, że chodziła po mieszkaniu, niestety nic nie zjadła. W kuchni ma miskę z wodą, suchą karmą dla juniorów i miała rybkę. Rano opróżniłam miski, umyłam je, dałam świeżą wodę, znowu suchą karmę i kocią puszkę z rybą. W niedziele rano szukaliśmy jej ok 6 godzin, okazało się że schowała się w wnęce w ścianie gdzie jest wodomierz. Siedziała tam do później nocy, obserwowała nas stamtąd bez przerwy. Mówiłam do niej ściszonym głosem, starałam się ją uspokoić, bez skutku nie ruszyła się. Kolejny dzień nic nie jadła. W nocy w niedziele pojawiło się nowe zachowanie: całą noc kwiliła, pomiaukiwała, jakby płakała dosłownie całą noc, biegała też po całym mieszkaniu, słyszałam jak biega po blatach w kuchni, nic nie zjadła. Usiadła koło łóżka i płakała nam z dobre 3 godziny, nie wykonywałam żadnych ruchów aby jej nie płoszyć, całą noc miałam wyrzuty sumienia, że tego kota wzięłam. Na pewno tęskni, po ośrodku biegała razem z rodzeństwem.
W poniedziałek rano znalazłam pod zlewem w szafce kupę, dokładnie posprzątałam i umyłam i miejscu gdzie zostawiła tą kupę dałam jej tam kuwetę. Gdy wychodziłam do pracy słyszałam jak z kryjówki w kuchni odzywała się - pomiaukiwała. Zostawiłam jej w misce świeżą makrelę, po powrocie z pracy zauważyłam że nic nie ruszyła, Kupiłam jej świeżą wątróbkę drobiową drobno pokroiłam i zostawiłam w miejscu gdzie ma jedzenie. Przez całe popołudnie nie ruszyła


Rano, gdy wstałam do pracy miauczała do mnie, ale nie wyszła. Zajrzałam do kuwety i wydaje mi się, że zrobiła do niej siku. Zostawiłam jej świeżą wątróbkę i pojechałam do pracy, gdy się zbierałam cały czas gadała do mnie a ja do niej "kicikici". Siedzę w pracy i jestem załamana, czytam różne fora wiem że muszę dać jej czas i cierpliwość, ale martwi mnie ten jej nocny płacz. Zastanawiam się, czy nie odwieźć ją do miejsca skąd ją zabrałam, bardzo tego nie chce, ale nie chce też aby kot mi zdechł z mojej winy, bo zabrałam ją od rodziny

Pozdrawiam
Kamila