Witajcie,
piszę w strasznym żalu i żałobie, bo Malutka przegrała. Powtórzyła mi się sytuacja, gdzie kicia dostaje duszności, kaszlu, przelewa się jakby w brzuchu/płucach, gardełku, brzusio się powiększa...Rano byliśmy na wizycie, wet diagnozuje koci katar, problemy z oddychaniem od zatkanego noska, dostaje na nowo leki, plus odrobaczenie pastą obok antybiotyku. W trakcie kuracji dwoma preparatami - krople do oczu. Była ze mną 7 dni. Wczoraj zaliczyła rano zjazd, odwodniona po nocy, ciężko łapała powietrze i wspomniana wizyta u weta. Później pogorszenie, coraz bardziej. W domu zaczęła się dusić i jak dojechałam do lecznicy to umarła. Dramat i niemoc, nie mogę się pozbierać w dalszym ciągu. W mojej histerii zgodziłam się na sekcję. Wynik: za dużo mleka, zatrucie toksynami, w brzuszku było ścięte mleko. Zapytałam o odrobaczenie, czy ją nie dobiło, wet mówił, że nie było robali, (wiem, że one też wydalają toksyny). Bambi zyskała u mnie 100 gram życia, umarła mając 400 gram. Nie chcę podważać wyniku sekcji, ale nie kumam pewnych rzeczy, skąd ta duszność, wet używał słowa intoksykacja ale w odniesieniu do mleka, że nie poradziła sobie ze zbyt jakościowym jedzeniem, stosowałam też conva...Ma ktoś podobne doświadczenie? Skoro teoretycznie kot byłby przekarmiony, to by pawika puścił? itp.