Jak w temacie.
Wczasowiczka z Krakowa w ośrodku wczasowym, gdzie przebywa, odkryła zabiedzoną kotkę z maluchami. Przeszkadzają, więc jest oficjalny zakaz ich karmienia. Po kilku interwencyjnych telefonach okazało się, że mają zostać zniknięte, albo sobie sami poradzą…
Z Krakowa pojechały w weekend 2 wolontariuszki, bez kociego doświadczenia, wróciły dziś nad ranem wymordowane z łupem w postaci 2 maluszków. Została matka i pozostałe 2 kociaki, ale jak często bywa, kotów jest tam więcej. Trzeba wyłapać je wszystkie na zabiegi, bo za parę tygodni znów dyrekcja ośrodka będzie „mieć problem”.
Dla miotu z matką miejsce jest, DT weźmie również kocicę w widocznej ciąży na zabieg. Dziewczyny pojadą po nie za tydzień.
Pozostaje jeszcze osiem innych futer.
Dobija nas przede wszystkim logistyka W tygodniu nikt nie da rady, pozostają weekendy, koszty paliwa na dłuższą metę są zabójcze. Ja mogę być tam dopiero w sierpniu.
Szukam pomocy:
- wolontariuszy z dostępem do talonów/tańszych zabiegów oraz możliwością przechowania na miejscu
- ludzi z Krynicy, którzy mogliby łapać – łatwiej przyjechać z Krakowa po złapane już koty, w Krakowie jest możliwość ciachnięcia „na kredyt”, więc damy radę
- może ktoś jest na wczasach w okolicy i szuka dodatkowych rozrywek? Emocje gwarantowane