Zabiłam mojego kiciusia? / Wojtuś rozrabiaka

Napisane:
Sob kwi 19, 2014 19:50
przez zulana
Dzień Dobry Moja Zuzia miała 12 lat. Chorowała trzy tygodnie. Wszystko zaczęło się od tego, że poprosiłam lekarza o środek na zniwelowanie nieprzyjemnego zapachu z pyszczka. Wręczył mi antybiotyk w tabletkach i zalecił podawanie w dawce 1/4 tabletki na dobę co najmniej przez 6 dni. Pod koniec leczenia kotek miał tak niepokojąco głęboki i ciężki oddech, że udaliśmy się na pogotowie. Tam przeprowadzono badania kwi oraz rtg i nie postawiono diagnozy. Lekarz zasugerował, żeby wykonać usg serca u kardiologa, 100 km od naszego miejsca zamieszkania. Przez dwa dni kotka leżała, miała sztywne źrenice, jej ciało nie reagowało na dotyk. Po wizycie w innej poradni okazało się po badaniu, że kotek bardzo cierpi z powodu silnie powiększonej wątroby i.. chyba trzeba będzie go uśpić. Ale ja stwierdziłam, że chcę ją ratować i ustaliliśmy następujące leczenie. Co drugi dzień elektrolity i glukoza, apap, essentiale forte i oczywiście dokarmianie na siłę. Obrzęk się zmniejszył, kotek zaczął wstawać i widać było pierwsze oznaki zdrowych reakcji, tj. strzyżenie uszami, mruganie, wyciąganie pazurków. Jeszcze słaniała się na nóżkach, ale poprawa była ewidentna ( w dalszym ciągu karmiona jest na siłę). Kilka dni temu opuchła jej przednia łapka, ta, w której wcześniej miała wenflon. Pan doktor zalecił ściskanie łapki, co miało na celu udrożnić naczynia krwionośne. Od wczoraj spuchnięta jest też tylna łapka i co ważne, z tej samej strony ciałka. Jakby tego było mało, kotka ma silny katar, ciągle kicha a oczka są posklejane. Po kolejnej wizycie, lekarz stwierdził, że to może być rak płuc i że mogą już być przerzuty i żebym odstawiła essentiale. Zuzia dostała tradycyjnie elektrolity i glukozę oraz antybiotyk. Tego dnia podczas pierwszego karmienia zawyła tak głośno, że przerwałam karmienie i położyłam ja na podłodze. Ona skręciła dziwnie ciało i splotła rączki. Wieczorem spróbowałam jeszcze raz i wtedy najpierw sobie ciężko westchnęła, potem posiusiała mi się na kolana i wydała z siebie trzy przeraźliwe wycia, po czym umarła.
Co mogło być tego przyczyną? Zawał? Ból? Skąd ten przerażający dźwięk jaki wydała przed śmiercią? Na co mogła chorować.
Proszę mi pomóc zrozumieć, ponieważ uważam, że to ja ją zabiłam począwszy od tabletek na dziąsła..
Będę wdzięczna za odpowiedź.
Re: Zabiłam mojego kiciusia?

Napisane:
Sob kwi 19, 2014 20:12
przez zulana
Dziękuję, nie umiem sobie z tym poradzić..
Re: Zabiłam mojego kiciusia?

Napisane:
Sob kwi 19, 2014 20:30
przez Myszka.xww
apap? ten z paracetamolem? Dla kota?
Re: Zabiłam mojego kiciusia?

Napisane:
Sob kwi 19, 2014 20:32
przez zulana
Tak, kazał podawać przeciwbólowo apap - poł tabletki jednorazowo..
Re: Zabiłam mojego kiciusia?

Napisane:
Sob kwi 19, 2014 20:41
przez Myszka.xww
Paracetamol jest silnie toksyczny dla kotów. Tak samo jak kwas acetylosalicylowy. Jednym z objawów zatrucia są problemy z sercem, wątrobą i obrzęki kończyn.
Dla kotów są odpowiednie środki przeciwbólowe i te weterynarz powinien mieć w gabinecie.
Re: Zabiłam mojego kiciusia?

Napisane:
Sob kwi 19, 2014 20:44
przez Marcelibu
Apap - Paracetamol to trucizna dla kota. Każdy wet o tym wie. Tutaj kot umarł, męczył się strasznie po podaniu Paracetamolu:
viewtopic.php?t=160689#p10453431 .
Re: Zabiłam mojego kiciusia?

Napisane:
Sob kwi 19, 2014 20:49
przez lenka*
No widocznie nie każdy bo rozumiem że podawanie tego leku to był pomysł weta.

Re: Zabiłam mojego kiciusia?

Napisane:
Sob kwi 19, 2014 21:07
przez Blue
Matko jedyna, paracetamol dla kota...
Nie Ty go zabiłaś, zabił go wet który kazał kotu podawać lek śmiertelnie dla niego trujący.
Nie wiem co Twojemu kotu dolegało tak pierwotnie, objawy były poważne, nie wiem czy zrobiono jakiekolwiek badania.
Ale to tak naprawdę najmniej wazne w tej całej historii, paracetamol jest dla kota śmiertelną trucizną i najzdrowszego by zabił w cierpieniach

Twojej kotce to już nijak nie pomoże.
Ale warto by było pójść do weta który zalecił takie leczenie i pokazać mu np. to:
http://vetinet.pl/vetinet/zatrucie-paracetamolem.html.
Może jakiemuś innemu kotu uratujesz życie.
Przykro mi że tak to się skończyło

Re: Zabiłam mojego kiciusia?

Napisane:
Nie kwi 20, 2014 19:12
przez ankacom
Zulana, nie Ty zabiłaś swoją koteczkę. Zabił ją weterynarz.

Re: Zabiłam mojego kiciusia?

Napisane:
Nie kwi 20, 2014 19:21
przez zulana
Tak, ale to ja poprosiłam go o "coś" na nieprzyjemny zapach z mordki i.. od tego wszystko się zaczęło..
A była zdrowym, wesołym, pełnym życia kotkiem i co najważniejsze - ona mi ufała..
Re: Zabiłam mojego kiciusia?

Napisane:
Nie kwi 20, 2014 19:28
przez Mulesia
O rany.
Tak bardzo Ci współczuję, ale to nie Twoja wina, że zaufałaś lekarzowi.
Re: Zabiłam mojego kiciusia?

Napisane:
Nie kwi 20, 2014 19:30
przez lenka*
Zulana ulżyj sobie trochę robiąc awanturę konowałowi żeby już nigdy nie skrzywdził tak żadnego kota.

Re: Zabiłam mojego kiciusia?

Napisane:
Nie kwi 20, 2014 19:31
przez MaryLux
Ty poprosiłaś o coś, co mogłoby pomóc kotce. Chciałaś pomóc, postępowałaś zgodnie z zaleceniami lekarza. A wet powinien był wiedzieć, co jest dla kota dobre, a co trujące.
Nie obwiniaj siebie: robiłaś zgodnie z zaleceniami człowieka, który powinien się na tym znać