Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy
Szara Przystań pisze:Niestety Migotka nagle wróciła z adopcji. Jej opiekunowie z dnia na dzień zażądali natychmiastowego zabrania kota. Dali nam jeden dzień i na nic zdały się prośby o czas na zorganizowanie się. Co ciekawe, mieli czas na poszukanie kupców na kuwetkę i transporter po kocie, ale nie żeby poinformować nas wcześniej o sytuacji.
Migotka trafiła do przepełnionego domu tymczasowego, gdzie czuje się bardzo zagubiona. Nie jest agresywna w stosunku do kotów, ale na razie się ich boi.
Kochani, ogłoszenie Pulpeta jest już nieaktualne - został oddany przez właścicielkę. Miejmy nadzieję, że tym razem jest to już rzeczywiście dobry dom na resztę życia.
Bardzo Wam wszystkim dziękuję za udostępnienia - one naprawdę działają, był odzew już po paru godzinach
Jednak zarówna ta sytuacja, jak i inne, bardzo podobne, z którymi się spotykam co jakiś czas (a przed wakacjami jakoś częściej), za każdym razem nasuwają mi taką refleksję (delikatnie rzecz ujmując): czy naprawdę tak trudno jest przewidzieć, że przez 20 lat życia kota nasze życie też się zmieni?
Czy młodzi ludzie adoptując młodego kota/psa/królika naprawdę nie są w stanie przewidzieć, że za parę lat będą chcieli mieć dzieci? Zechcą zmienić mieszkanie? Że może zmieni im się praca? Może rozstaną się z partnerem? Nie dotyczy to zresztą wyłącznie młodych ludzi, ale jednak właśnie w ich życiu dokonują się zazwyczaj największe, najbardziej dynamiczne zmiany...
Czy naprawdę tak trudno jest zastanowić się PRZED adopcją i wzięciem na siebie odpowiedzialności za żywe stworzenie, czy będę gotowy/gotowa uwzględniać w swoich zmieniających się planach również to życie, z które wziąłem/wzięłam odpowiedzialność?
I bynajmniej nie mówię tu o sytuacjach losowych, nagłych, nieprzewidywalnych lub tragediach, których nie godzimy się przewidywać, a przecież też się zdarzają. Bo jak najbardziej bywa i tak, że raptem wali się wszystko i rzeczywiście nie ma wyjścia, zwierzę musi szukać innego domu.
Mówię jednak o zwykłym życiu, które przecież nie stoi w miejscu i pewne zmiany są jak najbardziej przewidywalne. Ba, są wręcz planowane...
Wierzcie mi, że budzą się we mnie najgorsze emocje, jak słyszę w słuchawce, lub czytam gdzieś w ogłoszeniu, że kot traci dom, bo np. urodziło się dziecko. Nie, dziecko nie jest tragicznie chore, nawet głupiej alergii nie ma, nic specjalnego się nie dzieje, ale młoda mama raptem "nie wyobraża sobie starszego kota i niemowlaka", bo przecież "on może wejść do łóżeczka!". Straszne! A poza tym kot oczywiście potrzebuje spokoju i wszędzie indziej "będzie mu lepiej"...
Bądź też kot "wymaga, a ja sobie nie poradzę z kotem i dzieckiem" - może "inni poradzą sobie lepiej"... no i oczywiście jest już starszy, więc potrzebuje spokoju etc.
Lub "muszę się wyprowadzić i nie mogę zabrać kota ze sobą - nawet się zastanawiałam [łaskawie], czy nie zmienić planów, no ale przecież nie mogę dopasowywać SWOJEGO życia do kota" - w domyśle "tylko kota". I, oczywiście, jak mantra, "gdzie indziej będzie mu lepiej"... Takich przykładów można by mnożyć na pęczki.
Dlaczego?!
Doprawdy, nie ma nic złego w "niewyobrażaniu sobie" czy niedopasowywaniu swojego życia do [tylko]kota, tylko czy naprawdę nie można pomyśleć o tym przed adopcją zwierzaka i po prostu z niej zrezygnować? Nie każdy musi mieć zwierzę, zwłaszcza, jeśli w pewnych sytuacjach "nie wyobraża go sobie" w swoim życiu.
Czy perspektywa tych paru-parunastu lat jest aż tak niewyobrażalnie trudna do osiągnięcia myślą?
Po co adoptować jakiekolwiek zwierzę, jeśli nie wyobrażamy sobie życia z nim? Nie chcemy uwzględniać go w swoich życiowych planach? Pozbywamy się go, gdy tylko coś ciekawszego nam się trafi?
Po co?
Mi się to nie mieści w głowie i nie potrafię wykazać zrozumienia, ani dla braku wyobraźni młodych rodziców (może zbyt dużo znam takich z wyobraźnią), ani dla dającej się przewidzieć zmiany planów życiowych, ani dla "gdzie indziej na pewno będzie mu lepiej".
I jestem zła, cholernie zła, bo wielkimi krokami nadciąga coroczny wysyp "tylko kotów", "tylko psów" i innych "tylko zwierząt"...
Tych "tylko zwierząt", których "opiekunom" nie starczyło wyobraźni nawet do wakacji :/
*****************************
[Kot na fotce to oczywiście nie Pulpet, a Czarcik - kotka również zwrócona z adopcji, wraz z siostrą, po 2,5 roku. Nie chciałam w tym poście zamieszczać nie swoich zdjęć]
Użytkownicy przeglądający ten dział: Blue i 521 gości