To jest wersja osoby, której bez mojej wiedzy i woli Kosik został oddany - że zginął w połowie listopada. Ale na dobrą sprawę on mógł zaginąć nawet rok temu(!!!). Staram się wykazać minimalne zaufanie do tej opowieści, więc przyjmuję, że tak - nie ma go od dwóch miesięcy.
W ogóle to bardzo smutna historia i szalenie zniechęcająca dla osób szukających domów dla kotów, więc nie chcę jej podawać do publicznej wiadomości z detalami.
Byłam w Nowym Dworze Mazowieckim wieszać plakaty, dzwonię po schroniskach... teraz szukam wszelkich innych pomysłów. Okolica, w której zaginął, jest raczej spokojna, choć są dwie duże ulice. Poza tym to domki jednorodzinne, chaszcze, działki.
Koksik spędził na Paluchu bodaj dwa dni. Najpierw błąkał się przez chwilę po Starym Mokotowie (oswojony, szukający kontaktu z człowiekiem), nadgorliwa sąsiadka dosłownie pięć minut później przysłała po niego straż miejską. Trafił na Paluch. Wyciągnęłam go ze schroniska, znalazłam mu dom wyglądający na świetny (była tam już stara kocica, wyglądało to naprawdę super) i... po półtora roku dowiaduję się PRZYPADKIEM, że został wywieziony do innej osoby w Nowym Dworze. Choć było powiedziane wiele razy i drukowanymi literami, że w razie jakichkolwiek kłopotów wraca DO MNIE I TYLKO DO MNIE.
No i tak to wygląda, nie komentuję (przynajmniej nie tutaj).
Koksik (w nowym domu Ajwar) był w Nowym Dworze kotem wychodzącym. Wiem tyle, że poszedł i nie wrócił.
Dom (ten pierwszy, warszawski) wyglądał na świetny, pewnie gdybym doznała amnezji i cofnęła się w czasie, jeszcze raz bym oddała Koksika w to samo miejsce...
Maciek z Facebooka to najwyraźniej nie on...
Znałam Koksika jakieś trzy dni, ale jestem jedyną osobą, która czuje się za niego odpowiedzialna...
