prawie wcale juz na miau nie bywam, wpadlam dzis w przelocie i czytam to...
Kasiu, dalas temu kotu to, co najlepsze, uratowalas go, znalazlas najlepszy dom jaki mogl mu sie trafic, znalazlas mu opiekunow, ktorzy od poczatku kochali go calym sercem i bez zadnych granic! On wiedzial caly czas, ze i Ty i Duzi go kochaja bardzo mocno i ze dla niego zrobicie wszystko, wszystko dla jego dobra! To wszystko z milosci. Kazdy dzien, w ktorym Witus byl szczesliwy zawdziecza Tobie i Duzymm, bo w kazdym tym dniu czul sie bardzo wazny dla kogos, bardzo kochany, czul, ze dla kogos bardzo wiele znaczy.
Choroby bywaja bardzo bezlitosne. Niedawno znajoma pochowala swojego psa, raptem 10 letniego. Tez rak go pokonal. Doslownie jeszcze dzien przed kryzysem bawil sie, wyglupial, to byl wulkan energii, nic nie zapowiadalo, ze jest tak zle! Regularnie szczepiony, odrobaczany itp. W niedziele jeszcze wieczorem byla z nim na spacerze jak codzien, wszystko bylo ok. W poniedzialek rano jak wstal to byl juz jakis dziwny. Osowialy. Wet kazal obserwowac, gdyby cos sie dzialo, gnac na sygnale. We wtorek byl taki sam, w srode wstal tylko cos zjesc, juz zalatwial sie pod siebie. Natychmiast wet, kroplowki, leki itp... Ale w kolejna niedziele nastapil najgorszy kryzys, Rex stracil przytomnosc. Nie pamietam, gdzie mial glowne zrodlo raka, ale podobno juz byly wszedzie przerzuty. Wet robil co mogl (to sasiad kolezanki) ale niestety Rex zmarl w nocy z niedzieli na poniedzialek. To bylo gdzies na poczatku pazdziernika tego roku. Jedno jest pewne: cale zycie byl szczesliwy, zawsze byl wesoly
Jestem pewna, ze Witus -przynajmniej odkad trafil do Ciebie - w kazej minucie swojego zycia byl szczesliwy, bo czul sie kochany i wazny
Z rakiem nigdy sie nie wygra, ale najwazniejsze jest, by walczyc, to sie tylko liczy! Wy nigdy sie nie poddaliscie i kocio o tym wie!