Wróciłam po urlopie i pokrótce zdam relację z mojej wizyty w mieleckim schronisku:
niestety,byliśmy tam w sobotę,więc nie mogłam rozmawiać z kierownikiem a jedynie z paniami tam pracującymi a po drugie nie mieliśmy aparatu fot. aby zrobić zdjęcia kocikom
,bo cała wyprawa była trochę na wariackich papierach
Ogólnie-w schronisku przebywa ok.500 psów i 200 kotów i z relacji pań zwierząt raczej przybywa,mało jest adopcji. Warunki są bardzo skromne i cięzkie, koty przebywają w pomieszczeniach z piecami kaflowymi,gdzie w zimie trzeba palić praktycznie cały czas-to ciężka praca,pracowników jest tam 9.
Natomiast byłam pozytywnie zaskoczona wieloma rzeczami:
-w schronisku codziennie jest lekarz
-koty są sterylizowane,kastrowane i leczone, chore sa izolowane, mało kotów umiera z powodu chorób zakaźnych,nie ma większych epidemii
-żadne zwierzęta nie sa usypiane
-panie powiedziały nam,że nigdy nie brakuje pieniędzy na karmę dla zwierząt.
Jeżeli chodzi o mojego ulubieńca
kotek ze sparalizowanymi łapkami nazywa się Bratek i jest bardzo miłym kotkiem. Ma tam bardzo dobra opiekę mimo swojego kalectwa. Największym problemem jest dbanie o jego higienę. Wchodzi on do kuwety aby się załatwić ale oczywiście zanieczyszcza się przy tym,wymaga więc kilkakrotnego mycia w ciągu dnia oraz smarowania chorych łapek oliwką,maścią itp. aby nie doszło do powstawania owrzodzeń. Jest zadbany i czysty.Panie opowiadały nam,ze zawsze po takim myciu Bratek jest bardzo zadowolony..
. Oczywiście prawie się tam poryczałam,bo wielu ludzi nie stać na pielęgnowanie w ten sposób nawet najbliższej rodziny...
jeżeli chodzi o koty potrzebujace szczególnej pomocy to panie mówiły głównie o Małgosi,niewidomej koteczce z zaburzeniami neurologicznymi.Jest też sporo kociaków-myślę że najłatwiej byłoby je adoptować.W ogóle wszystkie koty sa wspaniałe,oblazły nas straszliwie
,są czyste,zdrowe,niektóre wręcz spasione.
To tyle,może troche chaotycznie,może jeszcze coś sobie przypomnę.